Gdzie kończy się zabawa a zaczyna sport?
Żmudna harówka, praca z cyklu "samodoskonalenie" itp?
Bo chyba coś się we mnie przepaliło.
Kiedyś biegam na treningi niczym uskrzydlona, ostatnio po prostu mi się nie chce. Boję się, że bez oka trenera zrobię coś źle, że moja dotychczasowa praca pójdzie na marne, że Łaciaty znowu będzie taki jak kiedyś, chimeryczny, skory do rozrób.
I przeraża mnie to, że nie ma już w tym żadnej radości, jest tylko skupienie i dążenie do celów, dalekich celów.
Chciałabym znowu puścić konia w cwał w lesie i nie dbać o to czy jest to pod moją kontrolą czy nie, poskakać ot tak dla zabawy bez przerażenia wymyślną przeszkodą czy wyśrubowaną wysokością. Poklepać dupę nie myśląc o podstawieniu, zebraniu, pełnej kontroli.
I choć jest lepiej to chyba gorzej. Wypalenie treningowe chyba mam. Sportowcem nigdy nie będę a samodoskonalenie narzucone przez moją osobę coraz mniej mi się podoba...
Żmudna harówka, praca z cyklu "samodoskonalenie" itp?
Bo chyba coś się we mnie przepaliło.
Kiedyś biegam na treningi niczym uskrzydlona, ostatnio po prostu mi się nie chce. Boję się, że bez oka trenera zrobię coś źle, że moja dotychczasowa praca pójdzie na marne, że Łaciaty znowu będzie taki jak kiedyś, chimeryczny, skory do rozrób.
I przeraża mnie to, że nie ma już w tym żadnej radości, jest tylko skupienie i dążenie do celów, dalekich celów.
Chciałabym znowu puścić konia w cwał w lesie i nie dbać o to czy jest to pod moją kontrolą czy nie, poskakać ot tak dla zabawy bez przerażenia wymyślną przeszkodą czy wyśrubowaną wysokością. Poklepać dupę nie myśląc o podstawieniu, zebraniu, pełnej kontroli.
I choć jest lepiej to chyba gorzej. Wypalenie treningowe chyba mam. Sportowcem nigdy nie będę a samodoskonalenie narzucone przez moją osobę coraz mniej mi się podoba...
--