Byłem wczoraj fizycznie w szpitalu w Radomiu "na Józefowie", na oddziale. Radom miasto ma jeden z wyższych w Polsce wskaźników liczby chorych na 1000 mieszkańców
Szpital był już dwa razy częściowo zamykany z powodu koronawirusa, ma na tyle złą opinię, że do Domu Opieki nie przyjmują pacjentów bezpośrednio ze szpitala.
Przejęli chyba wszystkich pacjentów z drugiego szpitala, bo tamten jest jednoimienny. W związku z tym jest mocno obciążony. Pacjenci się nie mieszczą w salach, dużo łóżek na korytarzu. Nawet jeśli był projektowany w zgodzie z jakimiś normami, to te normy poszły się dymić.
Na parterze w maseczkach jakieś 40% ludzi. Z czego duża większość ubrana zgodnie z radomskim trendem: maseczka na mordzie, ale nie na nosie.
Kiedyś to chociaż kapcie z folii takie niebieskie trzeba było założyć. Teraz nie ma tego wymogu. Formalnie - bo nie ma odwiedzin. Rozumiem, że ludność cywilna ma dostęp do stanowiska przekazywania paczek, zaraz przy wejściu. I do części administracyjnej - jakieś papiery, zaświadczenia. Ale dalej? Dalej, przy windach też łazi dużo ludzi. No przecież nie dla przyjemności.
Dokumenty i rzeczy czekały na mnie oddziale. Dlaczego nie w administracji szpitala? Czyli musiałem pojechać na piętro, na sam oddział. Tak, byłem tam gdzie leżą pacjenci. W butach i ubraniu z podwórka, maseczki nikt nie wymagał.Zeszło mi tam jakieś 20 minut.
Z automatu ze środkiem dezynfekującym nie skorzystał przy mnie nikt.
Lekarze - w większości chodzą w maseczkach, nie wszyscy.
Pielęgniarki - połowa, z czego część z odsłoniętym nosem.
Obsługa (salowi, jacyś robotnicy) - bez.
Pacjenci, jeśli mogą się poruszać - też pełny dowol, zresztą założenie maseczki w tych warunkach to raczej ekstrawagancja jest.
Przy mnie weszła kobieta odwiedzająca - w białym żakieciku (ewidentnie żeby wyglądać jak w kitlu) i z torebką, nie poszła do pokoju lekarskiego, tylko prosto na salę z chorymi. Bez butów ochronnych, bez maski, bez rękawiczek. Ci ludzie wchodzą bez kontroli, wykonują jakieś czynności przez chorych (no choćby siedzą pół godziny i rozmawiają, czasem się pochylą, żeby poduszkę poprawić, szklankę umyją). Jak coś złapią, no bo przecież zagrożenie w tym szpitalu istnieje, to zaniosą na miasto. A nawet jak wykryją kolejne zakażenia w szpitalu, to sanepid nie zapyta o kontakty z zewnątrz, bo wizyt w szpitalu nie ma
Szpital był już dwa razy częściowo zamykany z powodu koronawirusa, ma na tyle złą opinię, że do Domu Opieki nie przyjmują pacjentów bezpośrednio ze szpitala.
Przejęli chyba wszystkich pacjentów z drugiego szpitala, bo tamten jest jednoimienny. W związku z tym jest mocno obciążony. Pacjenci się nie mieszczą w salach, dużo łóżek na korytarzu. Nawet jeśli był projektowany w zgodzie z jakimiś normami, to te normy poszły się dymić.
Na parterze w maseczkach jakieś 40% ludzi. Z czego duża większość ubrana zgodnie z radomskim trendem: maseczka na mordzie, ale nie na nosie.
Kiedyś to chociaż kapcie z folii takie niebieskie trzeba było założyć. Teraz nie ma tego wymogu. Formalnie - bo nie ma odwiedzin. Rozumiem, że ludność cywilna ma dostęp do stanowiska przekazywania paczek, zaraz przy wejściu. I do części administracyjnej - jakieś papiery, zaświadczenia. Ale dalej? Dalej, przy windach też łazi dużo ludzi. No przecież nie dla przyjemności.
Dokumenty i rzeczy czekały na mnie oddziale. Dlaczego nie w administracji szpitala? Czyli musiałem pojechać na piętro, na sam oddział. Tak, byłem tam gdzie leżą pacjenci. W butach i ubraniu z podwórka, maseczki nikt nie wymagał.Zeszło mi tam jakieś 20 minut.
Z automatu ze środkiem dezynfekującym nie skorzystał przy mnie nikt.
Lekarze - w większości chodzą w maseczkach, nie wszyscy.
Pielęgniarki - połowa, z czego część z odsłoniętym nosem.
Obsługa (salowi, jacyś robotnicy) - bez.
Pacjenci, jeśli mogą się poruszać - też pełny dowol, zresztą założenie maseczki w tych warunkach to raczej ekstrawagancja jest.
Przy mnie weszła kobieta odwiedzająca - w białym żakieciku (ewidentnie żeby wyglądać jak w kitlu) i z torebką, nie poszła do pokoju lekarskiego, tylko prosto na salę z chorymi. Bez butów ochronnych, bez maski, bez rękawiczek. Ci ludzie wchodzą bez kontroli, wykonują jakieś czynności przez chorych (no choćby siedzą pół godziny i rozmawiają, czasem się pochylą, żeby poduszkę poprawić, szklankę umyją). Jak coś złapią, no bo przecież zagrożenie w tym szpitalu istnieje, to zaniosą na miasto. A nawet jak wykryją kolejne zakażenia w szpitalu, to sanepid nie zapyta o kontakty z zewnątrz, bo wizyt w szpitalu nie ma
Ostatnio edytowany:
2020-07-22 11:55:00