:oprych , ja nie mam problemu z normalnymi pracownikami i w trosce o pomyślność swoich spraw jestem zawsze grzeczny i rzeczowy, oczywiście do czasu. Mam dużo empatii dla osób pracujących w oparach absurdu i gdy zjebie ministerstwo dublując przepisy lub ich nie precyzując, to nie winię za to urzędnika.
I wiem, że zdarzają się pracownicy kompetentni, choć akurat do nich nie mam za dużo szczęścia, bo 90% spraw załatwianych w ostatnich latach wymagało kilku, często zbędnych, wizyt w urzędzie. Można zacząć od prostych historii, gdzie siedzisz pod drzwiami pokoju, czekasz godzinę, a za drzwiami słyszysz jak Halinka gości koleżaneczkę. Albo gdy urzędnik wychodzi na godzinę przed końcem pracy i albo każe Ci już iść, bo Cię dzisiaj nie załatwi, albo nic nie mówi i wraca 5 minut przed końcem pracy i dopiero wtedy oznajmia, że dzisiaj już nie można niczego załatwić. Jeżeli natomiast pouczysz tegoż urzędnika o jego obowiązkach to prawdopodobnie niewiele załatwisz, bo odpierdoli teatrzyk w stylu urażonego księcia, który nic nie musi. Możesz też przyjść do urzędu, dowiedzieć się co jest potrzebne do załatwienia danej sprawy, a później okazuje się, że część rzeczy nie była potrzebna, a części nie masz, bo Ci urzędnik nie powiedział. Kłamanie także poprawia wszystkim humor - pana tu nigdy nie było, pan tego dokumentu nie miał, pan go nie pokazywał, pan nic nie mówił. Ale to dopiero gdy stracisz cierpliwość i uderzysz do kogoś wyżej. Co ciekawe często u jednego pracownika załatwisz coś od ręki, a u drugiego nie załatwisz nic, bo on się nie zna, bo i nie musi. Każdy wie, że zamiast napisać na miejscu oświadczenie to lepiej jest donieść pierdylion dokumentów. I to nie są betonowe bożenki z czasów PRL tylko często młodzi ludzie. Historie jak niektórzy dostają się do takiej pracy i jakie mają podejście do rozwijania kompetencji to już inna opowieść.
Tak że ten, nie traktuję każdego urzędnika z góry, ale w bajeczki, że urzędnicy to by w większości chcieli dobrze, ale przez innych nie mogą, też nie wierzę