Ponarzekać muszę bo ostatnio jest jakiś wzrost stężenia pewnego gatunku klienta w robocie.
Mamy procedurę jasną i prostą, taką samą od dziesięcioleci. Jak klient zostawia auto/część do naprawy to po weryfikacji dostaje telefon z wyceną i prostym pytaniem: robimy czy nie robimy?
Jak robimy to kolejny telefon będzie już z informacją że auto/część jest do odbioru, jak nie robimy to można auto/część odebrać, ewentualnie jeśli cena nie odpowiada i klient może/chce załatwić sobie graty taniej we własnym zakresie to spoko-loko, będzie tylko robocizna.
I teraz meritum - narobiło się ostatnio jakiegoś tałatajstwa. Facet vel kobieta dostaje telefon z wyceną, potwierdza że spoko, proszę robić a jak przychodzi po odbiór to nagle "co tak kuffa drogo, co to ma być, ale kuffa drogo, taniej ma być kurffa" i się pruje, jeszcze zwyzywa albo w necie obsmaruje.
Pracować się odechciewa.