Jakoś trzy lata temu moje miasto postanowiło skorzystać z funduszy Unijnych i wyremontować jedną (a przynajmniej jej 1/3) z główniejszych dróg o czym dumnie świadczy duża biała tablica na początku tego odcinka, przy których mieszkam. Wylali nowy asfalt, postawili nową kanalizę likwidując przydomowe rowy do zbierania wody z jezdni i położyli chodnik z sąsiadującą ścieżką rowerową. Wszystko pięknie pooznakowane, specjalne "pasy" dla pieszych na ścieżkach, by można było dojść do wysepek autobusowych, dwa przejścia/przejazdy rowerowe z specjalnymi latarniami, by dodatkowo je oznaczyć. Słowem, cud miód i orzeszki, tylko się cieszyć - bo w planach jest jej ciągniecie nawet poza miasto (widziałem już wykopane pod to dziury i włożone krawężniki), prawdopodobnie do oddalonego o 6 km lokalnego jeziora, na czym latem skorzystają wszyscy.
Aby zrozumieć jak wygląda teraz ta droga:
Ścieżko-chodnik zaczyna się w dość określonym miejscu i biegnie ok 500 metrów prawą stroną ulicy, gdzie po lewej jest dość wąski chodnik, następnie jest wspomniany przejazd z niebieskimi tablicami informacyjnymi (z oznaczeniem, ścieżka skręca w lewo, są pasy i widać, że dalej jest różowa po drugiej stronie), bo sytuacja się odwraca - dwie osoby idące obok siebie są w stanie spychać się na jezdnie lub na trawę - i po 250 metrach mamy kolejny przejazd/przejście, bo tym razem oba się kończą terenami leśnymi, więc zarówno piesi i rowerzyści siłą rzeczy muszą wrócić na stronę prawą z braku jakiegokolwiek pobocza, która znów pozwala na dwa kilometry spokojnej jazdy/iść po ładnej, kostce w szarym i różowym odcieniu.
Zachciało mi się zostać piechurem, kijek trekkingowy w łapę, idę sobie spokojnie chodnikiem po prawej stronie jezdni, właśnie do tego drugiego przejazdu, gdzie zwykle odbijam w boczne drogi, którymi robię pętle i wychodzę w miejscu, gdzie ów chodnik się kończy i tak sobie wracam do domku. Im więcej się tak chodzi, tym bardziej da się zrozumieć, czemu nikt nie lubi rowerzystów i pozwoliłem sobie ich podpiąć na kilka kategorii:
a) Zawodowcy - ich rowery za miliony monet nie są przeznaczone na ścieżki rowerowe! Oni muszą jechać asfaltem, chociaż za nimi ciągnie się sznur aut, dumnie prezentując koszulkę Miejskiego Stowarzyszenia Kolarskiego jako element drogiego wyposażenia rowerowego. Mkną przed siebie, na nic nie baczą, co tam po znakach, oni są profesjonalistami - raz kosa trafiła na kamień, bo gdy wracałem stał sobie pan policjant z radarem i jechało pięciu takich jełopów w klin i "przywódca" drze się do reszty "Zwolnijcie, fotoradar he he he", a pan policjant ładnie im machnął lizaczkiem, że mają spieprzać na ścieżkę rowerową (aż żal, że nie walnął mandatu albo coś, chociaż byłem już dość daleko więc nie widziałem) - znakiem rozpoznawczym jest to, że mogą jechać tuż zaraz przy krawężniku od ścieżki lub jeśli wracają to przy lasie, tworząc sznurki aut
b) Leniwi, bądź chamscy - uwielbiam, jak idę sobie spokojnie chodnikiem na tym zwężonym odcinku, gdzie trzeba przejechać i nagle za plecami "dzyń, dzyń" i mi za pleców wyjeżdża rower prawie mnie spychając, bo przecież on nie będzie specjalnie przejeżdżał na drugą stronę, te znaczki to jakieś śmieszne obrazki narysowane na blaszce. Zazwyczaj są to niedzielni ludzie, którzy używają roweru, acz raz właśnie grupa panów z stowarzyszenia sobie urządziła pogawędkę w połowie chodnika, blokując go, że trzeba było zejść na asfalt by ich wyminąć, bo "mi picie w bidonie ostatnio zamarzło". Są też tacy, którzy widząc, że idzie ktoś (np. ja) z naprzeciwka, zjeżdżają lekko na bok, ale i tak wystarczy unieść lekko łokieć, by z takim debilem się zderzyć, występują zarówno po prawej, jak i lewej stronie jezdni
c) Geniusze - to mój faworyt, absolutni mistrzowie ruchu drogowego - jadą od początku ścieżki lewą stroną (po chodniku), dojeżdżają do przejazdu, korzystają z niego i jadą nadal tym wąskim chodnikiem, po czym za drugim przejazdem wjeżdżają na asfalt i jadą jak zawodowcy
d) Normalni, prawidłowi rowerzyści - rzadki przypadek, fotografowałbym i wstawiał do albumu. Ci którzy jadąc od końca ładnie korzystają z drugiego przejazdu, jadą właściwą stroną, potem znów wracają na swoją stronę,
Omijając przypadek (d), za każdym razem jak widzę każdy inny mam ochotę się zatrzymać i zacząć drzeć, wsadzić takiemu ten kij w szprychy albo zadzwonić po straż miejską. Niestety, rowery w przeciwieństwie do samochodów, nie posiadają tablic rejestracyjnych (a szkoda), by można było łatwo identyfikować takich debilów. Gdyby to było coś nowego, nie wiem, dopiero oddanego do użytku i ludzie jeszcze się nie nauczyli, ok, darowałbym, ale w takich sytuacjach...
Nie inaczej zresztą jest w mieście (opisane powyżej to raczej dawne przedmieścia, niż centrum), gdzie gęstość ludzi na chodniku jest większa, ale i tak znajdzie się ta jedna baba na starej damce z koszykiem wiklinowym na bagażniku, która dumnie musi manewrować między ludźmi, bo przecież nie ma ścieżki - ale:
"Szerokość chodnika wzdłuż drogi, po której ruch pojazdów jest dozwolony z prędkością większą niż 50 km/h, wynosi co najmniej 2 m i brakuje wydzielonej drogi dla rowerów oraz pasa ruchu dla rowerów;"
Z tego co pamiętam z prawka w terenie zabudowanym właśnie jest to ograniczenie w dzień do takiej prędkości. O przejeżdżanie przez przejścia dla pierwszych (nawet jak jest sygnalizacja świetlna) nie wspomnę [w tej sytuacji należy rower przeprowadzić].
Zabawne jest jednak to, że ostatnio zamknięto drogę do Gdańska, bo właśnie postanowiono stworzyć drogę rowerową do tegoż. Z niecierpliwością będę wypatrywał informacji o rowerzystach pod tirami, bo znaleźli się "zawodowcy" jadący asfaltem.
Aby zrozumieć jak wygląda teraz ta droga:
Ścieżko-chodnik zaczyna się w dość określonym miejscu i biegnie ok 500 metrów prawą stroną ulicy, gdzie po lewej jest dość wąski chodnik, następnie jest wspomniany przejazd z niebieskimi tablicami informacyjnymi (z oznaczeniem, ścieżka skręca w lewo, są pasy i widać, że dalej jest różowa po drugiej stronie), bo sytuacja się odwraca - dwie osoby idące obok siebie są w stanie spychać się na jezdnie lub na trawę - i po 250 metrach mamy kolejny przejazd/przejście, bo tym razem oba się kończą terenami leśnymi, więc zarówno piesi i rowerzyści siłą rzeczy muszą wrócić na stronę prawą z braku jakiegokolwiek pobocza, która znów pozwala na dwa kilometry spokojnej jazdy/iść po ładnej, kostce w szarym i różowym odcieniu.
Zachciało mi się zostać piechurem, kijek trekkingowy w łapę, idę sobie spokojnie chodnikiem po prawej stronie jezdni, właśnie do tego drugiego przejazdu, gdzie zwykle odbijam w boczne drogi, którymi robię pętle i wychodzę w miejscu, gdzie ów chodnik się kończy i tak sobie wracam do domku. Im więcej się tak chodzi, tym bardziej da się zrozumieć, czemu nikt nie lubi rowerzystów i pozwoliłem sobie ich podpiąć na kilka kategorii:
a) Zawodowcy - ich rowery za miliony monet nie są przeznaczone na ścieżki rowerowe! Oni muszą jechać asfaltem, chociaż za nimi ciągnie się sznur aut, dumnie prezentując koszulkę Miejskiego Stowarzyszenia Kolarskiego jako element drogiego wyposażenia rowerowego. Mkną przed siebie, na nic nie baczą, co tam po znakach, oni są profesjonalistami - raz kosa trafiła na kamień, bo gdy wracałem stał sobie pan policjant z radarem i jechało pięciu takich jełopów w klin i "przywódca" drze się do reszty "Zwolnijcie, fotoradar he he he", a pan policjant ładnie im machnął lizaczkiem, że mają spieprzać na ścieżkę rowerową (aż żal, że nie walnął mandatu albo coś, chociaż byłem już dość daleko więc nie widziałem) - znakiem rozpoznawczym jest to, że mogą jechać tuż zaraz przy krawężniku od ścieżki lub jeśli wracają to przy lasie, tworząc sznurki aut
b) Leniwi, bądź chamscy - uwielbiam, jak idę sobie spokojnie chodnikiem na tym zwężonym odcinku, gdzie trzeba przejechać i nagle za plecami "dzyń, dzyń" i mi za pleców wyjeżdża rower prawie mnie spychając, bo przecież on nie będzie specjalnie przejeżdżał na drugą stronę, te znaczki to jakieś śmieszne obrazki narysowane na blaszce. Zazwyczaj są to niedzielni ludzie, którzy używają roweru, acz raz właśnie grupa panów z stowarzyszenia sobie urządziła pogawędkę w połowie chodnika, blokując go, że trzeba było zejść na asfalt by ich wyminąć, bo "mi picie w bidonie ostatnio zamarzło". Są też tacy, którzy widząc, że idzie ktoś (np. ja) z naprzeciwka, zjeżdżają lekko na bok, ale i tak wystarczy unieść lekko łokieć, by z takim debilem się zderzyć, występują zarówno po prawej, jak i lewej stronie jezdni
c) Geniusze - to mój faworyt, absolutni mistrzowie ruchu drogowego - jadą od początku ścieżki lewą stroną (po chodniku), dojeżdżają do przejazdu, korzystają z niego i jadą nadal tym wąskim chodnikiem, po czym za drugim przejazdem wjeżdżają na asfalt i jadą jak zawodowcy
d) Normalni, prawidłowi rowerzyści - rzadki przypadek, fotografowałbym i wstawiał do albumu. Ci którzy jadąc od końca ładnie korzystają z drugiego przejazdu, jadą właściwą stroną, potem znów wracają na swoją stronę,
Omijając przypadek (d), za każdym razem jak widzę każdy inny mam ochotę się zatrzymać i zacząć drzeć, wsadzić takiemu ten kij w szprychy albo zadzwonić po straż miejską. Niestety, rowery w przeciwieństwie do samochodów, nie posiadają tablic rejestracyjnych (a szkoda), by można było łatwo identyfikować takich debilów. Gdyby to było coś nowego, nie wiem, dopiero oddanego do użytku i ludzie jeszcze się nie nauczyli, ok, darowałbym, ale w takich sytuacjach...
Nie inaczej zresztą jest w mieście (opisane powyżej to raczej dawne przedmieścia, niż centrum), gdzie gęstość ludzi na chodniku jest większa, ale i tak znajdzie się ta jedna baba na starej damce z koszykiem wiklinowym na bagażniku, która dumnie musi manewrować między ludźmi, bo przecież nie ma ścieżki - ale:
"Szerokość chodnika wzdłuż drogi, po której ruch pojazdów jest dozwolony z prędkością większą niż 50 km/h, wynosi co najmniej 2 m i brakuje wydzielonej drogi dla rowerów oraz pasa ruchu dla rowerów;"
Z tego co pamiętam z prawka w terenie zabudowanym właśnie jest to ograniczenie w dzień do takiej prędkości. O przejeżdżanie przez przejścia dla pierwszych (nawet jak jest sygnalizacja świetlna) nie wspomnę [w tej sytuacji należy rower przeprowadzić].
Zabawne jest jednak to, że ostatnio zamknięto drogę do Gdańska, bo właśnie postanowiono stworzyć drogę rowerową do tegoż. Z niecierpliwością będę wypatrywał informacji o rowerzystach pod tirami, bo znaleźli się "zawodowcy" jadący asfaltem.
Ostatnio edytowany:
2019-05-13 20:47:22