Parę lat temu, jak byłem młody, byłem murzynem i grałem w kosza
miałem też pełnowymiarowego psa i trochę biegałem.
Trochę dziwił mnie dysonans: jak mój gnojek szedł ze mną na spacer albo pobiegać ze mną - zlewał inne psy. Mniejsze, większe, ujadające, whatever. Czasem, szczególnego natręta owarczał i zazwyczaj wystarczyło. Ale może było tak, jak napisano powyżej: nie dość, że przyzwoicie ułożony, to z racji rozmiaru - nie musiał niczego udowadniać, a sam się na wybiegach / hasankach wszelakich nauczył, że do wyraźnie większych od siebie czy 'bojowych', to można podejść tylko po zdjęciu obydwu smyczy i w celu wspólnej zabawy. Pies "przy nodze" albo pies na smyczy/w zaprzęgu / uprzęży z uchwytem etc. - to pies w pracy, do chuja. "Luz, biegaj" zwalnia na kupę/siku/hasanie z innymi, ale póki nie - pilnujemy kolana i koniec.
Z kolei "na bieganiu" kilkakrotnie dogoniły mnie duże, luzem biegające psy i ZAWSZE wystarczyło zdecydowane "spadaj!". Za to wszelkie szczekające chomiki czy inne gówna udające psy - czy to 'na sznurku' czy luzem - musiały ujadać i próbować pożenić swoje gigantyczne
zębiska z moimi kostkami; w takiej sytuacji nie ograniczałem się i taki stwór piękną parabolą lądował w pobliskich krzakach, skamląc już w powietrzu.
Co na to właściciele tych gówien, zapytacie?
Nie wiem. Biegłem
Czy miałem wyrzuty sumienia? Nie.