W Polsce na przedsiębiorcach ciąży wiele różnych obowiązków, które wynikają z ogromnej ilości aktów prawnych. Większość przedsiębiorstw nie ma o nich najmniejszego pojęcia, ponieważ przy rejestracji działalności nikt o nich nie informuje. Problem ten spowodowany jest niewiedzą samych urzędników, którzy nauczeni zostali, niczym dzieciaki zdawania obecnego egzaminu dojrzałości, podążania za kluczem, utartymi schematami i brakiem potrzeby własnej edukacji. Nawet gdy zjawią się ludzie kompetentni, to same urzędy rzucają im kłody pod nogi. Znam pewnego funkcjonariusza publicznego z powołania, który próbował sam walczyć z systemem. Przygotował projekt ulotek, jakie mieliby dostawać świeżo upieczeni przedsiębiorcy, osobiście wyłuskał na to fundusze, nadzorował cały proces przez druk, aż po rozesłanie materiałów po Starostwach Powiatowych. Po kilku miesiącach nadszedł czas sprawdzenia efektywności rozwiązania i stracił cały entuzjazm. Nikt, w żadnym urzędzie nawet tego nie przeczytał, rozpakowali, rzucili na stoliki niczym reklamy pizzerii i generalnie słuch o nich zaginął.
Edukacja leży i ledwo dyszy, ale kontrolowanie i rozliczanie ze stosowania przepisów wręcz galopuje przez Polskę. Każdy WIOŚ i ich filie, (Wojewódzkie Inspektoraty Ochrony Środowiska) robią rocznie setki kontroli, ale w zdecydowanej większości tylko tych, którzy pocztą pantoflową dowiedzieli się, że coś muszą robić, ale nie wywiązują się ze wszystkiego. Póki się nie wychylasz, możesz robić cokolwiek chcesz i nawet pies z kulawą nogą nie postanowi się zainteresować. Jeśli jednak nie daj postanowiłeś być dobrym obywatelem i wziąć sprawy w swoje ręce, w 99% sam ściągasz na siebie kontrolę, która z miejsca ponakłada mandaty karne za wszystko co tylko może, nie patrząc nawet na to, że starasz się wyprowadzić całą papierkologię do stanu akceptowalności.
Ci z przedsiębiorców, którzy wolą nie ryzykować samotnej walki za urzędniczą maszyną, zgłaszają się do firm, które za opłatą przejmują na siebie wykonywanie ich obowiązków. Pracują tam ludzie, dla których jest to chleb powszedni i bez problemu radzą sobie nie tylko za sprawozdawczością i sprawozdaniami, ale również potrafią walczyć z urzędami w sądach w przypadku, gdy urzędnik ma kompleks boga, a jego znajomość obowiązujących przepisów jest delikatnie mówiąc mierna. Jednym z takim specjalistów do spraw ochrony środowiska jestem ja.
Wszystko wytłumaczę, zrobię audyt, przygotuję, wyślę, obliczę, od początku do końca wyprowadzę firmę na zero. Gdyby było inaczej, to nie utrzymałbym się na rynku, taka prawda. Rzucę kilkoma przykładami, o których ludzie nie mają zazwyczaj pojęcia:
1) Każdy przedsiębiorca, który korzysta z auta w celach służbowych (może to być pojazd prywatny) powinien założyć sobie konto w bazie KOBIZE i co roku składać raport z ilości spalonego paliwa oraz emisji jakie powstały. Ile tlenków węgla, siarki, azotu poszło do atmosfery. I nie, nie ma wyjątku, zgodnie z Prawem ochrony środowiska, każdy przedsiębiorca korzystający ze środowiska ma obowiązek raportowania.
2) Posiadacie przed swoim zakładem parking i plac manewrowy o łącznej powierzchni powyżej 0,1 ha. Jeśli nie macie żadnego odwodnienia, wszystko jest w porządku, woda ma prawo lecieć gdzie chce. W momencie, gdy zrobicie sobie betonową rynienkę, by woda leciała obok na trawnik, automatycznie zaczynacie "odprowadzać wody opadowe i roztopowe do ziemi" otwartym systemem kanalizacyjnym i tak samo nagle zaczynają obowiązywać Was normy: 100 mg/l zawiesin ogólnych oraz 15 mg/l węglowodorów ropopochodnych. Magia, prawda? Bez rynienki nie ma norm, z rynienkami normy są, chociaż jest to dokładnie to samo.
3) Sprowadzacie auta z Niemiec do Polski. Automatycznie stajecie się wprowadzającym baterie i akumulatory i musicie uzyskać wpis do rejestru GIOŚ, musicie prowadzić odzysk i recykling akumulatorów, musicie prowadzić publiczne kampanie edukacyjne o tym, że baterii nie wolno wyrzucać do śmietnika, a to dopiero początek, bo opony i olej w silniku to wprowadzone na rynek "produkty" i z nimi też jest radocha.
Wracając jednak do sedna, tak jak wszędzie indziej, ludzie dzielą się na tych co gdy nie znają się, to słuchają tych, którzy się znają i na takich, co to nie wiedzą NIC, ale na każdym kroku będą biegać po internecie i próbować podważać wszystkie moje słowa, bo oni ZAWSZE wiedzą lepiej. Zazwyczaj wystarczy jednak, że wpadnie do nich na zakład kontrola i nagle robią się potulni. Zazwyczaj, ale nie zawsze. Dochodzimy tym samym do problemu. Bardzo często inspektorami są młodzi gówniarze, którzy BARDZO chcą się wykazać, jednak ich wiedza jest bardzo wyspecjalizowana, więc kontrola zakładu, całościowa, sprowadza się do uczepienia się jak rzep psiego ogona sprawozdania sprzed 5 lat i braków przecinków. Kontrola się kończy, wszystko poza przecinkiem było zrobione jak trzeba, odchodzą z opuszczoną głową.
I o to ja nagle zostaję w czarnej dupie. Dlaczego? Ano dlatego, że bardzo usilnie przekonywałem właściciela, że nie może bez pozwolenia i osobnej umowy z przedsiębiorstwem kanalizacyjnym, wylewać ścieków przemysłowych do toalety. Nie, nie wolno, trzeba mieć pozwolenie, a często również urządzenie oczyszczające. Słyszę wtedy, że "martwić się będziemy jak będzie kontrola". Kontrola była, nikt nie zwrócił uwagi i okazuje się, że to JA się nie znam, co więcej próbowałem naciągać właściciela na dodatkowe koszty, a w ogóle to jestem hochsztaplerem i złodziejem, nie będzie mi też płacić, bo jestem niekompetentny.
Za 3 lata będzie kolejna kontrola, przyjdzie ktoś kto się zna na ściekach, dopieprzy karę za wszystkie lata wstecz. Urzędnicy dostaną kasę, przedsiębiorca dostanie po kieszeni, że z wrażenia usiądzie, a ja zostanę bez klienta, znerwicowany (bo jeszcze z cywilnego spróbuje mnie pozwać, że to ja nie dopilnowałem 3 lata wcześniej obowiązków) i ze zszarganą opinią. Cóż, taki zawód, póki co robię to co robię i nie zamierzam go zmieniać.
A dlaczego o tym piszę? Swego czasu przyszedł do mnie przedsiębiorca po kontroli, któremu WIOŚ nałożył ponad 3 miliony kary, to więcej niż jego obrót za poprzednie lata. Walczyliśmy jak się dało, ale urzędniczy byli nieugięci. Gość stracił wszystko co się dało, a dług wcale nie malał. Pewien czas temu się poddał. To był szczery i poczciwy chłop, gdyby tylko wcześniej wiedział, wszystko robiłby jak trzeba.
Ktoś powie, że takie prawo, a nie urzędnicy. Ale psia mać jeśli daję urzędnikowi pismo, a on właśnie wcina tort, bo koleżanka ma urodziny, i mi jeszcze je uperwoli kremem (sic!) to mam ochotę powystrzelać.
Edukacja leży i ledwo dyszy, ale kontrolowanie i rozliczanie ze stosowania przepisów wręcz galopuje przez Polskę. Każdy WIOŚ i ich filie, (Wojewódzkie Inspektoraty Ochrony Środowiska) robią rocznie setki kontroli, ale w zdecydowanej większości tylko tych, którzy pocztą pantoflową dowiedzieli się, że coś muszą robić, ale nie wywiązują się ze wszystkiego. Póki się nie wychylasz, możesz robić cokolwiek chcesz i nawet pies z kulawą nogą nie postanowi się zainteresować. Jeśli jednak nie daj postanowiłeś być dobrym obywatelem i wziąć sprawy w swoje ręce, w 99% sam ściągasz na siebie kontrolę, która z miejsca ponakłada mandaty karne za wszystko co tylko może, nie patrząc nawet na to, że starasz się wyprowadzić całą papierkologię do stanu akceptowalności.
Ci z przedsiębiorców, którzy wolą nie ryzykować samotnej walki za urzędniczą maszyną, zgłaszają się do firm, które za opłatą przejmują na siebie wykonywanie ich obowiązków. Pracują tam ludzie, dla których jest to chleb powszedni i bez problemu radzą sobie nie tylko za sprawozdawczością i sprawozdaniami, ale również potrafią walczyć z urzędami w sądach w przypadku, gdy urzędnik ma kompleks boga, a jego znajomość obowiązujących przepisów jest delikatnie mówiąc mierna. Jednym z takim specjalistów do spraw ochrony środowiska jestem ja.
Wszystko wytłumaczę, zrobię audyt, przygotuję, wyślę, obliczę, od początku do końca wyprowadzę firmę na zero. Gdyby było inaczej, to nie utrzymałbym się na rynku, taka prawda. Rzucę kilkoma przykładami, o których ludzie nie mają zazwyczaj pojęcia:
1) Każdy przedsiębiorca, który korzysta z auta w celach służbowych (może to być pojazd prywatny) powinien założyć sobie konto w bazie KOBIZE i co roku składać raport z ilości spalonego paliwa oraz emisji jakie powstały. Ile tlenków węgla, siarki, azotu poszło do atmosfery. I nie, nie ma wyjątku, zgodnie z Prawem ochrony środowiska, każdy przedsiębiorca korzystający ze środowiska ma obowiązek raportowania.
2) Posiadacie przed swoim zakładem parking i plac manewrowy o łącznej powierzchni powyżej 0,1 ha. Jeśli nie macie żadnego odwodnienia, wszystko jest w porządku, woda ma prawo lecieć gdzie chce. W momencie, gdy zrobicie sobie betonową rynienkę, by woda leciała obok na trawnik, automatycznie zaczynacie "odprowadzać wody opadowe i roztopowe do ziemi" otwartym systemem kanalizacyjnym i tak samo nagle zaczynają obowiązywać Was normy: 100 mg/l zawiesin ogólnych oraz 15 mg/l węglowodorów ropopochodnych. Magia, prawda? Bez rynienki nie ma norm, z rynienkami normy są, chociaż jest to dokładnie to samo.
3) Sprowadzacie auta z Niemiec do Polski. Automatycznie stajecie się wprowadzającym baterie i akumulatory i musicie uzyskać wpis do rejestru GIOŚ, musicie prowadzić odzysk i recykling akumulatorów, musicie prowadzić publiczne kampanie edukacyjne o tym, że baterii nie wolno wyrzucać do śmietnika, a to dopiero początek, bo opony i olej w silniku to wprowadzone na rynek "produkty" i z nimi też jest radocha.
Wracając jednak do sedna, tak jak wszędzie indziej, ludzie dzielą się na tych co gdy nie znają się, to słuchają tych, którzy się znają i na takich, co to nie wiedzą NIC, ale na każdym kroku będą biegać po internecie i próbować podważać wszystkie moje słowa, bo oni ZAWSZE wiedzą lepiej. Zazwyczaj wystarczy jednak, że wpadnie do nich na zakład kontrola i nagle robią się potulni. Zazwyczaj, ale nie zawsze. Dochodzimy tym samym do problemu. Bardzo często inspektorami są młodzi gówniarze, którzy BARDZO chcą się wykazać, jednak ich wiedza jest bardzo wyspecjalizowana, więc kontrola zakładu, całościowa, sprowadza się do uczepienia się jak rzep psiego ogona sprawozdania sprzed 5 lat i braków przecinków. Kontrola się kończy, wszystko poza przecinkiem było zrobione jak trzeba, odchodzą z opuszczoną głową.
I o to ja nagle zostaję w czarnej dupie. Dlaczego? Ano dlatego, że bardzo usilnie przekonywałem właściciela, że nie może bez pozwolenia i osobnej umowy z przedsiębiorstwem kanalizacyjnym, wylewać ścieków przemysłowych do toalety. Nie, nie wolno, trzeba mieć pozwolenie, a często również urządzenie oczyszczające. Słyszę wtedy, że "martwić się będziemy jak będzie kontrola". Kontrola była, nikt nie zwrócił uwagi i okazuje się, że to JA się nie znam, co więcej próbowałem naciągać właściciela na dodatkowe koszty, a w ogóle to jestem hochsztaplerem i złodziejem, nie będzie mi też płacić, bo jestem niekompetentny.
Za 3 lata będzie kolejna kontrola, przyjdzie ktoś kto się zna na ściekach, dopieprzy karę za wszystkie lata wstecz. Urzędnicy dostaną kasę, przedsiębiorca dostanie po kieszeni, że z wrażenia usiądzie, a ja zostanę bez klienta, znerwicowany (bo jeszcze z cywilnego spróbuje mnie pozwać, że to ja nie dopilnowałem 3 lata wcześniej obowiązków) i ze zszarganą opinią. Cóż, taki zawód, póki co robię to co robię i nie zamierzam go zmieniać.
A dlaczego o tym piszę? Swego czasu przyszedł do mnie przedsiębiorca po kontroli, któremu WIOŚ nałożył ponad 3 miliony kary, to więcej niż jego obrót za poprzednie lata. Walczyliśmy jak się dało, ale urzędniczy byli nieugięci. Gość stracił wszystko co się dało, a dług wcale nie malał. Pewien czas temu się poddał. To był szczery i poczciwy chłop, gdyby tylko wcześniej wiedział, wszystko robiłby jak trzeba.
Ktoś powie, że takie prawo, a nie urzędnicy. Ale psia mać jeśli daję urzędnikowi pismo, a on właśnie wcina tort, bo koleżanka ma urodziny, i mi jeszcze je uperwoli kremem (sic!) to mam ochotę powystrzelać.
--
"Więc kim ty jesteś? Tej siły cząstką drobną, co zawsze złego chce, lecz czyni tylko dobro" "Oh no, she's killing blind orphans! That's so evil, I mean which is great but blind orphans!" "Odmawianie kobiecie tańca to ignorowanie części jej osobowości. To zniewaga, którą niełatwo zapomnieć. Bowiem ona miała coś do zaoferowania: swoje oddanie. Przed mężczyzną, który z nią nie tańczy, nigdy nie otworzy swej duszy do samego końca."