Po co ja się z Polski wyprowadzałam, no po co do sąsiadki z dołu przyjechał jej gach, co to tłucze po kaloryferach na każde głośniejsze tupnięcie. Dzisiaj było apogeum - znajoma wpadła na dwie godziny, z córkami. Krzyki, piski, tupanie - miałam dość, ale spróbujcie szarańczę zatrzymać - nawet jak się człowiek wydrze, to za pięć minut te skleroźnice nie pamiętają. Poza tym liczyłam na pewien element edukacyjny - Helmut czy inny Hans się przekona, że w sumie to spokojni z nas sąsiedzi i przestanie tłuc po grzejnikach jak ja meble przestawiam sprzątając. Szkoda tylko, że kuźwa po godzinie miałam ochotę iść z wiadrem farby do nich i zaproponować im odmalowanie tego, co już obtłukł. Albo chlusnąć mu tym w twarz. I poprawić krzesłem. Finezyjne bluzgi jakie cisnęły mi się do ust przyprawiają mnie o ból żołądka niemal, ale po szybkiej analizie stwierdziłam, że z obraźliwych niemieckich epitetów, to ja umiem tylko arszlocha i szwajna Pora na korepetycje, idę popracować na jakiejś budowie... O ile znajdę taką ze Szwajcarami, a nie Polakami czy Albańczykami
--
"Przepraszam że zbagatelizowałem twoją hiperbolę."