Nie cierpię wymuszonych grzeczności.
Nie bardzo też rozumiem skąd się one biorą, skoro nie spełniają swojej zasadniczej funkcji wcale nie są grzeczne. Jedna i druga strona rozmowy doskonale sobie zdaje sprawę, co się dzieje, kiedy się takowe wymienia. Obydwie wiedzą, że to na siłę, nie naprawdę, na przekór sobie, męczące i wszystko jest prowadzone tak, żeby taką rozmowę zakończyć.
Moim ulubionym jest sytuacja, kiedy się spotyka kogoś, kogo się dawno nie widziało, a nie do końca można powiedzieć, że byliście braćmi krwi, zaprawionymi w boju sercowych potyczek, morza wódki, kłótni i wielkich powrotów. Oczywiście zaczyna się od standardowego pytania - Co ty tutaj robisz? No cóż, jestem w supermarkecie, z wózkiem pełnym zakupów, można rzec, robię zakupy, bez pytania, ale mimo wszystko warto zapytać. Może akurat lepię pierogi.
Dalej się przechodzi do znanego wszystkim Ale się zmieniłeś! (Gówno prawda, ciągle jesteś gruby i brzydki), albo Nic się nie zmieniłeś! (Ciągle jesteś gruby i brzydki).
Co Cię sprowadza do rodzinnej mieściny? Jest okres świąteczny, ale mnie akurat wyprzedaż makreli w pobliskim rybnym. Na ile zostajesz? Na zawsze, rzucam studia, wprowadzam się do rodziców, aby się trudnić nielegalną sprzedażą marihuany.
Najlepsze przychodzi na koniec. Musimy się koniecznie umówić na piwo! Tak, drodzy Państwo, koniecznie umówić na piwo. Gdybym chociaż poszedł na jedną piątą koniecznych umówień na piwo, myślę, że nigdy bym nie trzeźwiał. Już w trakcie wypowiadania tego zdania jedna i druga strona wie, że prędzej Ibisz się zestarzeje niż to nastąpi, ale i tak twardo idziemy w zaparte, że pewnie, jasne, w przyszłym tygodniu mam akurat czas.
Podobnie się ma na imprezach, kiedy się poznaje masowo nowych ludzi. Na cholerę się przedstawiać? Po pierwsze nie najlepiej jest ze słyszalnością, a po drugie nie ma opcji, żeby to imię zapamiętać. No nie ma. Spróbuj nie podać wychodzisz na tego dziwnego kolesia. Tak więc za każdym razem podaję inne imię. - Cześć! Marcin! No cześć, jestem Żyrandol!, albo Mówią na mnie Perfidny Bzykacz!. Albo chodzę na imprezy, gdzie są sami ludzie przyzwyczajeni do tego, że rodzice nadając dziecku imię, są już z tego całego szczęścia strzelili sobie iniekcję z lidokainy, albo może, ale tylko może, wszyscy mają to w dupie jak masz na imię, ale wypada zapytać.
Wypada. Kto w ogóle ustala, co wypada? Skoro większość ludzi robi to, co wypada, na przekór sobie, to chyba to nie ma sensu, powinno być na odwrót.
Wypada też się super bawić w takie dni jak Sylwester. Jak się nie bawiłeś super, nawet jeśli przepłaciłeś zylionkrotnie za imprezę, na której czułeś się mniej więcej tak swobodnie i dobrze, jak podcieranie się papierem ściernym, to coś z Tobą, mój drogi nie tak. To Sylwester, jesteś zobligowany do, uwaga, trudne słowo, epickiego melanżu (śmieszy mnie za każdym razem). Nawet jeśli spędziłeś go przed telewizorem z Sylwestrem z Jedynką, gdzie występowały takie gwiazdy jak: jurorzy programu Jak Oni Myją Zęby, wygrana para ostatniego Tańca z Gwiazdami, Maserak i Pani z Piekarni, gdzie kiedyś kupił bułki sam Wodecki, Gosia Andrzejewicz ze swoją płytą The Best Of, będącą zlepkiem jej dotychczasowych 2 albumów, Żanet Kaleta oraz Iza Małysz. Musisz mówić, że spędziłeś go szampańsko.
Nawet, jeśli tym szampanem był Igristoje.
Nie bardzo też rozumiem skąd się one biorą, skoro nie spełniają swojej zasadniczej funkcji wcale nie są grzeczne. Jedna i druga strona rozmowy doskonale sobie zdaje sprawę, co się dzieje, kiedy się takowe wymienia. Obydwie wiedzą, że to na siłę, nie naprawdę, na przekór sobie, męczące i wszystko jest prowadzone tak, żeby taką rozmowę zakończyć.
Moim ulubionym jest sytuacja, kiedy się spotyka kogoś, kogo się dawno nie widziało, a nie do końca można powiedzieć, że byliście braćmi krwi, zaprawionymi w boju sercowych potyczek, morza wódki, kłótni i wielkich powrotów. Oczywiście zaczyna się od standardowego pytania - Co ty tutaj robisz? No cóż, jestem w supermarkecie, z wózkiem pełnym zakupów, można rzec, robię zakupy, bez pytania, ale mimo wszystko warto zapytać. Może akurat lepię pierogi.
Dalej się przechodzi do znanego wszystkim Ale się zmieniłeś! (Gówno prawda, ciągle jesteś gruby i brzydki), albo Nic się nie zmieniłeś! (Ciągle jesteś gruby i brzydki).
Co Cię sprowadza do rodzinnej mieściny? Jest okres świąteczny, ale mnie akurat wyprzedaż makreli w pobliskim rybnym. Na ile zostajesz? Na zawsze, rzucam studia, wprowadzam się do rodziców, aby się trudnić nielegalną sprzedażą marihuany.
Najlepsze przychodzi na koniec. Musimy się koniecznie umówić na piwo! Tak, drodzy Państwo, koniecznie umówić na piwo. Gdybym chociaż poszedł na jedną piątą koniecznych umówień na piwo, myślę, że nigdy bym nie trzeźwiał. Już w trakcie wypowiadania tego zdania jedna i druga strona wie, że prędzej Ibisz się zestarzeje niż to nastąpi, ale i tak twardo idziemy w zaparte, że pewnie, jasne, w przyszłym tygodniu mam akurat czas.
Podobnie się ma na imprezach, kiedy się poznaje masowo nowych ludzi. Na cholerę się przedstawiać? Po pierwsze nie najlepiej jest ze słyszalnością, a po drugie nie ma opcji, żeby to imię zapamiętać. No nie ma. Spróbuj nie podać wychodzisz na tego dziwnego kolesia. Tak więc za każdym razem podaję inne imię. - Cześć! Marcin! No cześć, jestem Żyrandol!, albo Mówią na mnie Perfidny Bzykacz!. Albo chodzę na imprezy, gdzie są sami ludzie przyzwyczajeni do tego, że rodzice nadając dziecku imię, są już z tego całego szczęścia strzelili sobie iniekcję z lidokainy, albo może, ale tylko może, wszyscy mają to w dupie jak masz na imię, ale wypada zapytać.
Wypada. Kto w ogóle ustala, co wypada? Skoro większość ludzi robi to, co wypada, na przekór sobie, to chyba to nie ma sensu, powinno być na odwrót.
Wypada też się super bawić w takie dni jak Sylwester. Jak się nie bawiłeś super, nawet jeśli przepłaciłeś zylionkrotnie za imprezę, na której czułeś się mniej więcej tak swobodnie i dobrze, jak podcieranie się papierem ściernym, to coś z Tobą, mój drogi nie tak. To Sylwester, jesteś zobligowany do, uwaga, trudne słowo, epickiego melanżu (śmieszy mnie za każdym razem). Nawet jeśli spędziłeś go przed telewizorem z Sylwestrem z Jedynką, gdzie występowały takie gwiazdy jak: jurorzy programu Jak Oni Myją Zęby, wygrana para ostatniego Tańca z Gwiazdami, Maserak i Pani z Piekarni, gdzie kiedyś kupił bułki sam Wodecki, Gosia Andrzejewicz ze swoją płytą The Best Of, będącą zlepkiem jej dotychczasowych 2 albumów, Żanet Kaleta oraz Iza Małysz. Musisz mówić, że spędziłeś go szampańsko.
Nawet, jeśli tym szampanem był Igristoje.