Czuję się źle...
Z jednej strony mam chłopaka, a wiele dziewcząt go nie ma.
Z jednej strony mieszkamy razem, ale on mnie o szóstej rano z domu wyrzuca, dzwoniąc mi później na komórkę "wróóóóć".
I wracam, bo jestem niejako uzależniona od niego. Zarabiam 1000 zł miesięcznie, z racji zdrowotnych muszę mieć mieszkanko blisko pracowa (a teraz mam 20 minut pieszkiem), poza tym w weekendy pomagam pracować jemu. Nie mam za to pieniędzy, mam za to masażyk karku, i "dziękuję" i po piwo mi skoczy czasem. Ale coraz częściej się go boję. Boję się jego trzaskania drzwiami i nazywania mnie szmatą. Zawsze myślałam, że jak jakiś facet będzie się tak zachowywał, to mu przygadam, oddam... ale ja tylko płaczę i chcę, żeby się już uspokoił. I nie mogę go spuścić ze schodów, bo jak wytrzeźwieje to zajmuje się tym, czego ja nie umiem zrobić. Bo on ma 41 lat, ja 23, i nieraz odeń słyszałam (jest takie słowo "odeń"? Od niego), że jestem szczylacka! Szczylacka gówniara. I wiecie co, z dziką chęcią bym go opuściła na miesiąc, na dwa. Żeby zobaczył, sutek jeden, że ta szczylacka gówniara też się może podobać innym facetom i też może sama sobie poradzić. I niech sam sobie sprząta i gotuje, a ja niech mam zasłużone wakacje w pubach!
No ale nie mogę.
Mieszkam w Krakowie od ponad roku i z powodu swej choroby nie przemieszczam się zanadto, więc nie znam miasta. Z powodu pracy nie uczęszczam do pubów i nie zawiązuję znajomości. Jestem uwiązana.
Kocham go, ale się go boję.
Chore, hm?
I chyba nie ja JM post, a raczej na forum "emokid"
Kiedyś nam było dobrze ze sobą, jak jeszcze odgrywaliśmy role "jaki jestem fajny". Teraz czasami też jest nam dobrze. Póki on się nie upije i nie zacznie mi krzyczeć moich błędów.
Bo je popełniałam. A jakże. Każdy je popełnia. KAŻDY. On też. Ale nie mam siły mu ich wytknąć, bo to się wtedy nazywa "odwracanie kota ogonem" oraz "przekładanie swojej winy na mnie". Nie jestem z nim szczęśliwa, chociaż czasem mam wrażenie, że jestem. Wciąż wspomina swoje byłe, jedna z nich ma znajmości w ukraińskiej mafii i mi grozi swemi kolegami.
Ehem... ja chcę, żeby mnie kochał, śmiał się ze mną, bronił, nie wspominał byłych dziewczyn, kochał... głaskał... tak dużo chcę?
Chyba się nie do końca wygadałam, ale chociaż tyle musi mi starczyć. Jeśli to przeczytałeś/aś - dziękuję.
Z jednej strony mam chłopaka, a wiele dziewcząt go nie ma.
Z jednej strony mieszkamy razem, ale on mnie o szóstej rano z domu wyrzuca, dzwoniąc mi później na komórkę "wróóóóć".
I wracam, bo jestem niejako uzależniona od niego. Zarabiam 1000 zł miesięcznie, z racji zdrowotnych muszę mieć mieszkanko blisko pracowa (a teraz mam 20 minut pieszkiem), poza tym w weekendy pomagam pracować jemu. Nie mam za to pieniędzy, mam za to masażyk karku, i "dziękuję" i po piwo mi skoczy czasem. Ale coraz częściej się go boję. Boję się jego trzaskania drzwiami i nazywania mnie szmatą. Zawsze myślałam, że jak jakiś facet będzie się tak zachowywał, to mu przygadam, oddam... ale ja tylko płaczę i chcę, żeby się już uspokoił. I nie mogę go spuścić ze schodów, bo jak wytrzeźwieje to zajmuje się tym, czego ja nie umiem zrobić. Bo on ma 41 lat, ja 23, i nieraz odeń słyszałam (jest takie słowo "odeń"? Od niego), że jestem szczylacka! Szczylacka gówniara. I wiecie co, z dziką chęcią bym go opuściła na miesiąc, na dwa. Żeby zobaczył, sutek jeden, że ta szczylacka gówniara też się może podobać innym facetom i też może sama sobie poradzić. I niech sam sobie sprząta i gotuje, a ja niech mam zasłużone wakacje w pubach!
No ale nie mogę.
Mieszkam w Krakowie od ponad roku i z powodu swej choroby nie przemieszczam się zanadto, więc nie znam miasta. Z powodu pracy nie uczęszczam do pubów i nie zawiązuję znajomości. Jestem uwiązana.
Kocham go, ale się go boję.
Chore, hm?
I chyba nie ja JM post, a raczej na forum "emokid"
Kiedyś nam było dobrze ze sobą, jak jeszcze odgrywaliśmy role "jaki jestem fajny". Teraz czasami też jest nam dobrze. Póki on się nie upije i nie zacznie mi krzyczeć moich błędów.
Bo je popełniałam. A jakże. Każdy je popełnia. KAŻDY. On też. Ale nie mam siły mu ich wytknąć, bo to się wtedy nazywa "odwracanie kota ogonem" oraz "przekładanie swojej winy na mnie". Nie jestem z nim szczęśliwa, chociaż czasem mam wrażenie, że jestem. Wciąż wspomina swoje byłe, jedna z nich ma znajmości w ukraińskiej mafii i mi grozi swemi kolegami.
Ehem... ja chcę, żeby mnie kochał, śmiał się ze mną, bronił, nie wspominał byłych dziewczyn, kochał... głaskał... tak dużo chcę?
Chyba się nie do końca wygadałam, ale chociaż tyle musi mi starczyć. Jeśli to przeczytałeś/aś - dziękuję.