a propos uchodźców i emigrantów
Wpadamy do przyjaznej knajpy w małym miasteczku, na zadupiu, w górach Prokletje w Czarnogórze. Patrzymy, Afroamerykanin, czarny jak święta ziemia, niezbyt wysoki. No nic, może jakiś uchodźca się zapodział, czy coś podobnego, w sumie - bez różnicy. Siadamy, pijemy piwo, gramy w kości. Po jakimś czasie Johny (tak go nazwijmy) poleciał gdzieś i wrócił z Playstation 4, podłączył do knajpianego TV i pyka w jakąś NBA nową. Trochę zrobiliśmy wielkie oczy
Przyszedł szef, który już zdążył nas pokochać miłością gospodarza do gości pijących dużo piwa i gadających w jego języku. Zagraliśmy z nim partyjkę, pytam
- a jaka jest jego historia?
- przyjechał tu ze Stanów grać w kosza.
- niski jakiś*
- ano
- a czemu tu siedzi? pytam z pełną powagą
gość już powoli dostaje łez śmiechu
- Przyjechał z USA, chciał się załapać do lokalnej drużyny, dostać powołanie do kadry i paszport czarnogórski i stać się gwiazdą.
- coś mu nie wyszło?
- aha, nawet do lokalnej go nie wzięli, a teraz nie ma kasy na powrót do domu.
- czekaj, czekaj. Facet rzuca wszystko, przyjeżdża do Gusinje grać w kosza, nie biorą go, nie ma za co wrócić do domu, więc siedzi tu i gra na plejaku?
- dokładnie tak.
- Przynieś nam jeszcze po dwa piwa, poproszę
* warto nadmienić, że Czarnogórcy to statystycznie najwyższy naród Europy, no wielkie są, skur*iele
A to jest Gusijne w całej okazałości
A to jest część gór Prokletje - Przeklętych
biedny Johny, na co innego liczył