Moja Nawleczona wczoraj tak około południa stwierdziła, że ktoś rzucił urok. A to był dopiero początek.
Ale do rzeczy. We wtorek samochód się rozkraczył. Nie tam zaraz niespodziewanie, bo czuć było od dłuższego czasu i planowałem w przyszłym tygodniu podjechać do mechaników na wymianę sprzęgła.
No ale odmówił wcześniej. Trudno.
Przedwczoraj też zamówiłem sprzęgło z alledrogo i na wczoraj wziąłem dzień wolnego, żeby spokojnie pozałatwiać wszystko.
Akcja właściwa, wczoraj, godzina ok. 9:00 rano. Dzwoni telefon. Pan Mechanik. Przywitał się i drugie zdanie brzmiało "Panie Sebastianie, nie jest dobrze". Krótko mówiąc koszt naprawy wzrósł nagle o kilkaset złotych no i jeszcze kilka rzeczy pozostaje do zrobienia na później.
Trudno. Lekko już wkur...ny bo nie przewidywałem takich kosztów przed świętami szukam części, która okazała się padnięta. Znów dzwoni telefon. Pani z administracji mojego osiedla łączy mnie z Panią Dyrektor. Moi przesympatyczni sąsiedzi zgłosili się do niej żeby wymusiła na mnie odmalowanie klatki schodowej, bo z mojego mieszkania ponoć zalało klatkę. Tak, miałem awarię jakieś 2-3 lata temu (poprzedni lokatorzy uszczelnili odpływ z kabiny taśmą klejącą) i zalało mieszkanie poniżej, ale klatka? No trudno. Poprosiłem Panią Dyrektor o kod koloru farby, żebym mógł pomalować tylko ten kawałek, na którym ponoć są zacieki. To pewnie potrwa.
Jak tak sobie rozmawialiśmy, zachciało mi się sikać. Pod koniec rozmowy było już ciężko, więc jak tylko skończyłem, biegiem do kibla.
Łap za klamkę, klamka została w ręce i wszystkie bebechy wypadły na podłogę a najcięższy z nich (taki kwadratowy bolec) prosto na mój paluch w lewej stopie. Rzuciłem kilka ciepłych słów, cały spocony pozbierałem graty i drżącymi dłońmi otwarłem jakoś ten kibel, włączam światło, jeb, żarówka się spaliła. Ochrzciłem ją szybko kilkoma nowymi imionami ale były ważniejsze rzeczy. W końcu poszło.
Naprawiłem klamkę i zadowolony z siebie wyszedłem z domu po kolejne graty i do mechaników zawieźć. Pani w kiosku nie miała biletów. Trudno. Bus oczywiście spieprzył mi sprzed nosa. Trudno. Idę pieszo chociaż kawałek.
Po drodze zadzwonił telefon, pani z PKO, skończyło się ubezpieczenie mieszkania, muszę zapłacić za kolejny rok. DZISIAJ!
No nic, trudno. Idę jeszcze po drodze do bankomatu. Pod bankomatem przepuściłem Panią, ktorej się śpieszyło. Jak tylko podeszła, ze szpitala (bankomat przy szpitalu) wyszedł gość z zabandażowaną ręką i o kulach, podszedł do Pani i poprosił żeby mu pomogła wybrać kasę bo on ma rękę niesprawną.
Pani niechętnie, ale pomogła. No ale telewizor napisał "brak środków". Więc mówi do tej pani, że potrzebuje piątala na bilet.
Pani na to, że nie ma.
On grzecznie podziękowałi i zbiera się do odejścia, ale jakoś tak niezbyt pośpiesznie. Pani wybrała 50zł a ten łap za banknot i dawaj szarpać się z kobitką. Podbiegłem, złapałem gościa za ramię a ten jak rażony gromem na ziemię i wrzeszczy "ratunku, policjaaa!".
Myślę sobie "albo po ryju dostanę zaraz albo mnie zamkną".
Na to wybiegł ochroniarz ze szpitala i kazał gostkowi spier...ać. Ponoć gość łazi tam dookoła i naciąga na różne sposoby na kasę.
Po tej akcji już się lekko podśmiewałem pod nosem. Tak wiecie, jak yebnięty, idzie gość po ulicy i śmieje się do siebie.
No i ja się pytam, dlaczgo to jednego dnia wszystko? Co?
Jeszcze dzisiaj chce mi się z tego śmiać
Wiem, tl;dr
Ale do rzeczy. We wtorek samochód się rozkraczył. Nie tam zaraz niespodziewanie, bo czuć było od dłuższego czasu i planowałem w przyszłym tygodniu podjechać do mechaników na wymianę sprzęgła.
No ale odmówił wcześniej. Trudno.
Przedwczoraj też zamówiłem sprzęgło z alledrogo i na wczoraj wziąłem dzień wolnego, żeby spokojnie pozałatwiać wszystko.
Akcja właściwa, wczoraj, godzina ok. 9:00 rano. Dzwoni telefon. Pan Mechanik. Przywitał się i drugie zdanie brzmiało "Panie Sebastianie, nie jest dobrze". Krótko mówiąc koszt naprawy wzrósł nagle o kilkaset złotych no i jeszcze kilka rzeczy pozostaje do zrobienia na później.
Trudno. Lekko już wkur...ny bo nie przewidywałem takich kosztów przed świętami szukam części, która okazała się padnięta. Znów dzwoni telefon. Pani z administracji mojego osiedla łączy mnie z Panią Dyrektor. Moi przesympatyczni sąsiedzi zgłosili się do niej żeby wymusiła na mnie odmalowanie klatki schodowej, bo z mojego mieszkania ponoć zalało klatkę. Tak, miałem awarię jakieś 2-3 lata temu (poprzedni lokatorzy uszczelnili odpływ z kabiny taśmą klejącą) i zalało mieszkanie poniżej, ale klatka? No trudno. Poprosiłem Panią Dyrektor o kod koloru farby, żebym mógł pomalować tylko ten kawałek, na którym ponoć są zacieki. To pewnie potrwa.
Jak tak sobie rozmawialiśmy, zachciało mi się sikać. Pod koniec rozmowy było już ciężko, więc jak tylko skończyłem, biegiem do kibla.
Łap za klamkę, klamka została w ręce i wszystkie bebechy wypadły na podłogę a najcięższy z nich (taki kwadratowy bolec) prosto na mój paluch w lewej stopie. Rzuciłem kilka ciepłych słów, cały spocony pozbierałem graty i drżącymi dłońmi otwarłem jakoś ten kibel, włączam światło, jeb, żarówka się spaliła. Ochrzciłem ją szybko kilkoma nowymi imionami ale były ważniejsze rzeczy. W końcu poszło.
Naprawiłem klamkę i zadowolony z siebie wyszedłem z domu po kolejne graty i do mechaników zawieźć. Pani w kiosku nie miała biletów. Trudno. Bus oczywiście spieprzył mi sprzed nosa. Trudno. Idę pieszo chociaż kawałek.
Po drodze zadzwonił telefon, pani z PKO, skończyło się ubezpieczenie mieszkania, muszę zapłacić za kolejny rok. DZISIAJ!
No nic, trudno. Idę jeszcze po drodze do bankomatu. Pod bankomatem przepuściłem Panią, ktorej się śpieszyło. Jak tylko podeszła, ze szpitala (bankomat przy szpitalu) wyszedł gość z zabandażowaną ręką i o kulach, podszedł do Pani i poprosił żeby mu pomogła wybrać kasę bo on ma rękę niesprawną.
Pani niechętnie, ale pomogła. No ale telewizor napisał "brak środków". Więc mówi do tej pani, że potrzebuje piątala na bilet.
Pani na to, że nie ma.
On grzecznie podziękowałi i zbiera się do odejścia, ale jakoś tak niezbyt pośpiesznie. Pani wybrała 50zł a ten łap za banknot i dawaj szarpać się z kobitką. Podbiegłem, złapałem gościa za ramię a ten jak rażony gromem na ziemię i wrzeszczy "ratunku, policjaaa!".
Myślę sobie "albo po ryju dostanę zaraz albo mnie zamkną".
Na to wybiegł ochroniarz ze szpitala i kazał gostkowi spier...ać. Ponoć gość łazi tam dookoła i naciąga na różne sposoby na kasę.
Po tej akcji już się lekko podśmiewałem pod nosem. Tak wiecie, jak yebnięty, idzie gość po ulicy i śmieje się do siebie.
No i ja się pytam, dlaczgo to jednego dnia wszystko? Co?
Jeszcze dzisiaj chce mi się z tego śmiać
Wiem, tl;dr
--