Gwoli wyjaśnienia - w mieszkaniu rezydują 3 osoby (ja, tata oraz pasożyd o imieniu Beata), tata wyjechał kilka dni temu, więc nie mam ciepłych obiadków, bo nie mam czasu przez pracę gotować
Ale do rzeczy.
O 9 rano pojechaliśmy do firmy po sprzęt do montażu (następnego dnia miało być oddanie budynku do użytku o czym firma wiedziała miesiąc wcześniej, ale postanowiła nam o tym powiedzieć dzień wcześniej. Odbierając sprzęt słyszymy rozmowę handlowca z klientem "tak, panowie są już w drodze i za 5 minut będą, to jaki tam był dokładny adres?" Co jest kuffa, nawet nie wiedzieli, gdzie byli zebrać wymiary na sprzęt? Ale ok, trudno, taka praca polegająca na ściemnianiu i tyle. W międzyczasie dostaliśmy inne silniki niż mieliśmy dostać (czytaj: +2 godziny pracy przynajmniej - mamy płacone od zlecenia, nie godzin).
Pojechaliśmy na miejsce i okazuje się, że bramy co prawda stoją, tylko... mamy zły 1 silnik (handlowiec, który nie wie nawet jaki silnik do jakiej bramy i jakich sprężyn pasuje...) nic to, błąd wynika ze złych pomiarów (znów ukłon w stronę miłego, opalonego handlowca z włosami w tym j*banym żelu i naplucie mu na buty).
Czyli 1/3 roboty poszła w3,14zdu (tamten automat złożyliśmy i już mieliśmy tylko przymocować wszystko). Ok, poszliśmy do następnej bramy. Wszystko fajnie pięknie, dopóki się nie okazało, że centrala do bramy była już przez kogoś używana i ktoś przy niej majstrował (nie ma to jak nowy, świeżo sprzedany sprzęt), przez co straciliśmy 2 godziny próbując ten syf zaprogramować. Na szczęście z ostatnią bramą poszło szybko.
Wracam do domu po kilkunastu godzinach pracy do domu około północy i co widzę? Pasożyd bez mojej wiedzy urządził w domu imprezę i na samym wejściu próbuje mi zrobić awanturę przy swoich gościach (musiałem pożyczyć telefon szefowi, więc logiczne, że nie miałem jak dzwonić, a coś się potem schrzaniło i nie miałem żadnych kontaktów w telefonie. Pasożyd jest ode mnie młodszy i o życiu nie wie nic, za to czuje się jak księżniczka). Trudno, jakaś posiadówka, pewnie posiedzą godzinę, dwie i pójdą. Ale nieeeee, do 4 jakoś mi nie dali zasnąć, przy czym obudzili jeszcze sąsiadów darciem ryja po pijaku na klatce. Zapach fajek i szczyn w kiblu wszędzie dookoła (tylko nie w muszli) jeszcze się unosi.
A teraz drogie bravo - czy hitler mnie ułaskawi, jak pasożydowi się poleci w świat?
Ale do rzeczy.
O 9 rano pojechaliśmy do firmy po sprzęt do montażu (następnego dnia miało być oddanie budynku do użytku o czym firma wiedziała miesiąc wcześniej, ale postanowiła nam o tym powiedzieć dzień wcześniej. Odbierając sprzęt słyszymy rozmowę handlowca z klientem "tak, panowie są już w drodze i za 5 minut będą, to jaki tam był dokładny adres?" Co jest kuffa, nawet nie wiedzieli, gdzie byli zebrać wymiary na sprzęt? Ale ok, trudno, taka praca polegająca na ściemnianiu i tyle. W międzyczasie dostaliśmy inne silniki niż mieliśmy dostać (czytaj: +2 godziny pracy przynajmniej - mamy płacone od zlecenia, nie godzin).
Pojechaliśmy na miejsce i okazuje się, że bramy co prawda stoją, tylko... mamy zły 1 silnik (handlowiec, który nie wie nawet jaki silnik do jakiej bramy i jakich sprężyn pasuje...) nic to, błąd wynika ze złych pomiarów (znów ukłon w stronę miłego, opalonego handlowca z włosami w tym j*banym żelu i naplucie mu na buty).
Czyli 1/3 roboty poszła w3,14zdu (tamten automat złożyliśmy i już mieliśmy tylko przymocować wszystko). Ok, poszliśmy do następnej bramy. Wszystko fajnie pięknie, dopóki się nie okazało, że centrala do bramy była już przez kogoś używana i ktoś przy niej majstrował (nie ma to jak nowy, świeżo sprzedany sprzęt), przez co straciliśmy 2 godziny próbując ten syf zaprogramować. Na szczęście z ostatnią bramą poszło szybko.
Wracam do domu po kilkunastu godzinach pracy do domu około północy i co widzę? Pasożyd bez mojej wiedzy urządził w domu imprezę i na samym wejściu próbuje mi zrobić awanturę przy swoich gościach (musiałem pożyczyć telefon szefowi, więc logiczne, że nie miałem jak dzwonić, a coś się potem schrzaniło i nie miałem żadnych kontaktów w telefonie. Pasożyd jest ode mnie młodszy i o życiu nie wie nic, za to czuje się jak księżniczka). Trudno, jakaś posiadówka, pewnie posiedzą godzinę, dwie i pójdą. Ale nieeeee, do 4 jakoś mi nie dali zasnąć, przy czym obudzili jeszcze sąsiadów darciem ryja po pijaku na klatce. Zapach fajek i szczyn w kiblu wszędzie dookoła (tylko nie w muszli) jeszcze się unosi.
A teraz drogie bravo - czy hitler mnie ułaskawi, jak pasożydowi się poleci w świat?