Kilka razy wspominałem w niektórych postach na JM o mojej "partnerce do wspinaczki". Przyjaciółka, a nawet można powiedzieć, że taka przyszywana rodzina (sama rodziny, podobnie jak żona i ja, tutaj nie ma). Nazwijmy ją X (w sumie to pierwsza litera jej imienia). Poznała faceta, coś tam zaiskrzyło no i dziewięć miesięcy temu pyk i test pozytywny (nie mam na myśli testu na covid). Z facetem układa jej się różnie, w sumie w czasie tych dziewięciu miesięcy rozstali się. Ale nie o tym mowa, bo X jest dosyć niezależną osobą i już od jakiegoś czasu pogodziła się z tym, że będzie raczej samotną mamą. Niestety, nawet to nie było jej dane, bo dwa dni temu zauważyła, że coś jest nie tak i dziecko przestało się ruszać. W szpitalu stwierdzono brak bicia serca. Dziewczyna jest załamana, nadal w szpitalu (jej ex-facet jest z nią i mimo, że nie wykazywał za wiele zainteresowania faktem, że zostanie ojcem to i w nim coś pękło). Wywołanie porodu zajęło dwa dni. Mia (tak nazwali dziewczynkę) została położona w koszyku obok mamy. Z powodu Covid nie mogę odwiedzić X., ale moja żona, która w tym szpitalu pracuje użyła swoich supermocy i trochę reguł nagięto (odwiedziny przez personel z innych oddziałów też są oficjalnie zakazane) i wczoraj odwiedziła X. Czekam, na więcej informacji (nadal X jest w szpitalu). Ciężko jej będzie wrócić do pustego domu wypełnionego całym "baby stuff" :/
Tak sobie narzeknąć chciałem na los bliskej osoby.
za małą Mię, której nie dane było zobaczenie świata.
Tak sobie narzeknąć chciałem na los bliskej osoby.

Ostatnio edytowany:
2021-03-04 11:12:19
--
