Dzisiaj, w dzień dość słoneczny i przyjemny, kiedy mój mózg pracuje względnie poprawnie (sick!) chciałbym wyznać, że mam depresję.
Lata życia w stresie (prowadzenie firmy + sprawy rodzinne) sprowadziły mnie na samo mentalne dno, w miejscu gdzie większość z was sra, szcza i haftuje, bo przecież i tak "nic tam nie ma". Teraz jestem tam ja, czyli nadal nic.
Gdyby nie to, że jestem p..zdą do kwadratu nie musiałbym pisać tego tekstu, bo pojechałem już raz do lasu w wiadomym celu, ale na miejscu okazało się, że sznurek w "razie W" wrzuciłem do innego auta. Innym razem spotkałem znajomego leśniczego, który zaczął nawijkę jaki to świat w lesie piękny, wujowo byłoby nie przytaknąć więc znów, jak to życiowy przegryw wróciłem do roboty, do firmy, którą doprowadziłem swoim specyficznym stanem na skraj brankructwa. W sumie nie wiem, gdzie zaczyna się bankructwo, ale skoro nie zapłaciłem wczoraj raty krechy i mam trochę więcej niż zwykle przeterminowanych zobowiązań, to może to jest już?
To na tyle.
Pozdrawiam
Lata życia w stresie (prowadzenie firmy + sprawy rodzinne) sprowadziły mnie na samo mentalne dno, w miejscu gdzie większość z was sra, szcza i haftuje, bo przecież i tak "nic tam nie ma". Teraz jestem tam ja, czyli nadal nic.
Gdyby nie to, że jestem p..zdą do kwadratu nie musiałbym pisać tego tekstu, bo pojechałem już raz do lasu w wiadomym celu, ale na miejscu okazało się, że sznurek w "razie W" wrzuciłem do innego auta. Innym razem spotkałem znajomego leśniczego, który zaczął nawijkę jaki to świat w lesie piękny, wujowo byłoby nie przytaknąć więc znów, jak to życiowy przegryw wróciłem do roboty, do firmy, którą doprowadziłem swoim specyficznym stanem na skraj brankructwa. W sumie nie wiem, gdzie zaczyna się bankructwo, ale skoro nie zapłaciłem wczoraj raty krechy i mam trochę więcej niż zwykle przeterminowanych zobowiązań, to może to jest już?
To na tyle.
Pozdrawiam