Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Forum > Muzyka > The Dandy Warhols - Odditorium or Warlords of Mars
drivefast4d
The Dandy Warhols czteroosobowy zespół z usa, który raczej polskiemu słuchaczowi jest obcy. A szkoda. Frontmanem, autorem tekstów i muzyki jest super coolowy Courtney Taylor-Taylor, klawiszowcem Zia McCabe (znana z wystepów topless), na gitarach gra Peter Holmstrom, a na perkusji wyglądem przypominający naszego Sidneya Pollaca Brent Deboer. „Odditorium...” jest ich szóstą płyta.
Przed wydaniem poprzedniej płyty DW „Welcome to the monkey house” byłem pewne tego co mnie na niej czeka. Przygotowany byłem na gitarowe brzmienia znane z poprzednich płyt, piosenki w stylu „Minnesoter” czy „Bohemian like you”. Otrzymałem natomiast płytę podobną do ostatniego wydawnictwa Duran-Duran: w pełni elektroniczną, pełną bardzo nowoczesnych brzmień, z przeszywającym falsetem Courntneya, jednak pomimo innych aranżacji, był to styl podobny do poprzednich płyt DW.
Przed „Odditorium...” nie wiedziałem czego się spodziewać. Taylor mógł przecież nagrać płytę etno, folkową, albo zająć się housem. Mógł zrobić wszystko, więc tym bardziej zdziwiłem się gdy pierwszy raz przesłuchałem płytę. Jest to absolutny powrót do stylu „Thirteen Tales From Urban Bohemia”, czyli gitarowe riffy, smyczki, trąbki i monotonna perkusja. Może teraz słów kilka o poszczególnych piosenkach. Pierwszym jest intro w wykonaniu Billa Curtisa, w którym przekonuje on słuchacza, że rock and roll to wynalazek dandy warhols (!) co więcej wynalezienie gitary elektrycznej i syntezatora to także ich zasługa. Cóż, megalomania Taylora przewyższa wszystko co do tej pory słyszałem.
„Love is the New Feel Awful” to trwający prawie 10 minut utwór przy którym można albo pić albo usnąć. Jednak koło 6 minuty pomysły chyba skończyły się i mamy kolejne 4 minuty przestrzennych dźwięków i sprawdzania czy sprzężenie zwrotne da się kontrolować dłużej niż minutę. To co wdzieli zdecydowanie pomogło w nagraniu tej piosenki. Kolejny: Easy, bardziej mi pasuje na poprzednią płytę i chyba był na nią przeznaczony. Courtney znowu śpiewa falsetem, lekko funkowe rytmy doprawione syntetycznym basem i samplami brzmią nowocześnie, ale niezbyt pasują do całej koncepcji płyty. Zostało i trzeba było gdzieś upchać Numer cztery to „All the Money” czyli DW pokazują to co u nich najbardziej lubie. Jeden z lepszych utworów na płycie. Gitara akustyczna w połączeni u z „trąbkowym” riffem brzmią świetnie. „The new country”. Chyba DW spodobało się nabijanie z tego iście amerykańskiego gatunku. Na „Thirteen Tales...” też znajdował się utwór będący jawną kpiną z niego. Ten jest w miarę podobny. Nie brakuje tu banjo, brak natomiast odgłosów wiochy, która zagościła na poprzedniej płycie. „Holding Me Up” bujający standardzik, kwintesencja stylu dandysów.
;Did You Make A Song with Otis” – pogadanka . Everyone is Totally Insane to kolejna prawda zyciowa w dandysowskicm sosie. Jeżeli jeszcze ich nie polubiliście to ten utwór tego raczej nie zmieni. Podobnie jak numer 6, długie, wolne i nagrane na ciężkich dragach. Numer 9: „Smoke it” – zdecydowanie najlepszy utwór na całej płycie. Energetyczne, wykrzyczane, świetne. Dlatego ich lubie. Ludzie mają problemy z ludźmi i z samym sobą, a receptą jest na ten stan rzeczy jest „smoke it”. „;Down Like Disco”. Jeżeli nie odstraszy was wstęp (jedna struna i jeden dźwięk to trochę za mało żeby zacząć piosenkę) to dalej mamy coś w stylu „Lou Weed”. „There is Only this Time”. Słyszeliście Sleep? Nie? To jest podobne
„A Loan Tonight”. Dobijający, prawie 12 minutowy song w którym więcej sprzężenia niż grania.
A teraz mała prawda o Dandysach: pomimo, że stwierdzili, że heroina jest passe, to jednak przyjmują ją w ilościach hurtowych. Większość piosenek nigdy w życiu by nie powstała, żeby nie ona. Powolne, płynące dźwięki sprawiają, że albo utoniesz w nich, albo obudzisz się z dandysowskiego snu i powiesisz płytę na lusterku swojego samochodu. Dandysi są przedstawicielami nowej fali. Jeżeli przyjrzeć się bliżej to stają się podobni do franza ferdinanda, super fury animals i co najmniej kilku kolejnych bandów. Jednak ta płyta, jak i poprzednie mają to „cos”. Coś co nie daje wyłączyć 10 minutowej ballady, nie na przy niej usnąć, tylko pozwala zanurzyć się w ich świat i nie chcieć wyjść.
Tą płytę jak i poprzednie po prostu trzeba usłyszeć. Nie da się jej opisać słowami tak, żeby klimat został choć w małym stopniu oddany. Zachęcam was do zainteresowania się tym zespołem, chociażby dlatego, żeby mieć świadomość istnienia pewnej muzycznej alternatywy, odskoczni od main-streamowej sieczki, której ostatnio jakoś dużo.

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
Chill - Superbojowniczka · przed dinozaurami
Ja ich znam, i lubię ;) przyznam że przesłuchałam troche kawałków z tej płyty...przyznam że dosyć dosyć. Ale brakuje mi czegoś z tych starszych klimatów.
Forum > Muzyka > The Dandy Warhols - Odditorium or Warlords of Mars
Aby pisać na forum zaloguj się lub zarejestruj