W końcu rozpakowałem i odpaliłem RDR2. Pograłem może 3 godziny i właśnie takie pytanie przyszło mi do głowy. Nie jestem pewien, czy właśnie tego po RDR2 się spodziewałem, co Rockstar zaserwował. Wcześniej w recenzjach przewijało się stwierdzenie, że RDR2 to symulator Dzikiego Zachodu i coś w tym jest. Jedni z pewnością docenią te wszystkie detale, które mają za zadanie uczynić rozgrywkę bardziej rzeczywistą, a mniej umowną. Natomiast ja zastanawiam się, czy nie jest to nieco za dużo. Gra wydaje się przez te wszystkie upiększacze strasznie ślimaczyć. Lootowanie ciał, przeszukiwanie schowków czy szafek trwa długo. Załadowanie na konia upolowanego zwierza czy innego człowieka też trwa dłużej niż powinno. Gra wygląda prześlicznie, ma niesamowity voiceacting i ogólnie wszystko w niej działa jak trzeba ( choć do sterowania bym się może przyczepił, a to wydaje mi się że cierpi przez bardzo detaliczną animację ), ale po prostu ślimaczy się niemiłosiernie. Aż chce się krzyknąć "get to the point!". Czasami dobrze, jakby gra jednak pozostała grą i nie próbowała zastępować dobrze rozumianych umowności elementami, które po prostu odbierają radość z samej gry.
Zdarzyło wam się pomyśleć, że twórcy w przypadku jakiegoś tytułu posunęli się za daleko próbując uczynić jego elementy jak najbardziej realistycznymi, co uczyniło grę mniej wciągającą i po prostu nudną ( jeszcze nie wiem czy RDR2 jest nudne )?
Zdarzyło wam się pomyśleć, że twórcy w przypadku jakiegoś tytułu posunęli się za daleko próbując uczynić jego elementy jak najbardziej realistycznymi, co uczyniło grę mniej wciągającą i po prostu nudną ( jeszcze nie wiem czy RDR2 jest nudne )?
--