Dziś proponuję Wam przygotowanie przekładańca drożdżowego. Przepis podobno pochodzi od mojej prababki ale ja znam go tylko z wykonania mojej mamy. Jest trochę zabawy, ale polecam bo warto.
Do jego przyrządzenia potrzebujemy :
- 4 kostki drożdży babuni
- 0,5kg cukru
- 2 łyżki miodu
- 1 kg mąki
- 6 jaj
- 1/2 łyżeczki soli
- 2 kostki masła
- laska wanilii
- 1 kg maku
- rodzynki
- szklanka rumu
- płatki migdałowe do ozdobienia
Sposób przyrządzania :
Na stolnicę wysypujemy połowę mąki, siekamy na to 1 kostkę masła i zagniatamy aż do połączenia mąki z masłem, następnie dodajemy po 1 żółtku, za każdym razem zagniatając ponownie. Białka jajek rozsmarowujemy sobie na twarzy i tak zostawiamy. Powstałe ciasto wałkujemy na placek o grubości mniej więcej 2cm i na nim wykładamy kostki drożdży. Układamy je w kwadrat 2x2 kostki i zaczynamy przekładanie. Cel jest taki, aby żadna babcia nie leżała lewym uchem do dołu drugiej babci i nie mogą stykać się koralami.
Mój sposób jest taki : babcia Halina na B1, babcia Zosia na A2, babcia Ania na B2 i analogicznie po ukosie wszystkie razem zamienić. Po tym zabiegu, mamy albo odpowiedni układ do rozpoczęcia zasadniczego procesu, albo, jeśli pochrzaniliśmy, coś na kształt latarni morskiej z origami. Ale zakładam, że nie.
Dalszy proces polega na takim złożeniu rogów placka, aby całość przypominała wiatrak, z założeniem, że z tych takich dziurek mają wyglądać babcie na drożdżach. Ale tak bez przesady, zerkać bardziej niż się gapić.
Mając gotowy wiatrak, do każdej dziurki wlewamy taką samą ilość rumu. Nadruki na drożdżach się rozpuszczą i z babci zrobią się takie mazy (ale data ważności zostaje, dziwne). Teraz zgrabnym ruchem ugniatamy z tego schylonego golema, sypiemy na niego mak i krzyczymy "uwaaażaaaaaaj, mróóóówkiiiiii!".
Jak każde dziecko wie, jedyne czego boją się samice drożdżowego golema, to mrówki, więc mamy pisk i z głowy. Zupełnie inaczej mają się sprawy, jeśli przypadkiem zamiast golemicy ulepimy Pana golema. Trzeba się wtedy zdobyć na trochę poważniejszy podstęp. Przyklejamy mu do brzucha laskę wanilii i mówimy "o, zobacz, patyczak" i w momencie kiedy się uśmiechnie (nie ma nic słodszego od uśmiechu drożdżowego golema, warto pomagać ), doklejamy kilka rodzynek krzycząc "o Boże, termity, one jedzą patyczaka i składają jajka!". Jesteśmy inteligentnymi ludźmi, więc nie muszę chyba mówić jak drożdżowy golem (samiec) reaguje na termity.
Zostało nam pół kilograma mąki, trochę miodu,cukier, sól, kostka masła, płatki migdałowe i to, co wyleciało z golema kiedy zobaczył mrówki/termity.
Zagniatamy wszystko na jednolitą masę (można dolać mleka) i lepimy z tego okulary, które muszą przeschnąć w ciepłym miejscu.
W międzyczasie białko na twarzy wyschło i zrobiło nam zmarszczki. Zakładamy okulary i idziemy do piekarni wysępić bułkę "na dziada" (można jeszcze zafarbować włosy jakimś popiołem czy coś).
Tylko nie do tej piekarni gdzie stoi mlekomat, bo tam już znają ten numer.
A taka historia mi się ostatnio tam przytrafiła. Przyszedłem (ale jako ja, nie jako dziad) i mówię "połówkę małego krojonego chleba z makiem". A kobitka na to "z makiem nie pokroję". Ja na to "a dlaczego". A ona na to "bo gorący jest, mogę pokroić zwykły". "Eee, zwykły to nie" i poszedłem. Lubię czasem zagrać twardziela!
No, to smacznego
Do jego przyrządzenia potrzebujemy :
- 4 kostki drożdży babuni
- 0,5kg cukru
- 2 łyżki miodu
- 1 kg mąki
- 6 jaj
- 1/2 łyżeczki soli
- 2 kostki masła
- laska wanilii
- 1 kg maku
- rodzynki
- szklanka rumu
- płatki migdałowe do ozdobienia
Sposób przyrządzania :
Na stolnicę wysypujemy połowę mąki, siekamy na to 1 kostkę masła i zagniatamy aż do połączenia mąki z masłem, następnie dodajemy po 1 żółtku, za każdym razem zagniatając ponownie. Białka jajek rozsmarowujemy sobie na twarzy i tak zostawiamy. Powstałe ciasto wałkujemy na placek o grubości mniej więcej 2cm i na nim wykładamy kostki drożdży. Układamy je w kwadrat 2x2 kostki i zaczynamy przekładanie. Cel jest taki, aby żadna babcia nie leżała lewym uchem do dołu drugiej babci i nie mogą stykać się koralami.
Mój sposób jest taki : babcia Halina na B1, babcia Zosia na A2, babcia Ania na B2 i analogicznie po ukosie wszystkie razem zamienić. Po tym zabiegu, mamy albo odpowiedni układ do rozpoczęcia zasadniczego procesu, albo, jeśli pochrzaniliśmy, coś na kształt latarni morskiej z origami. Ale zakładam, że nie.
Dalszy proces polega na takim złożeniu rogów placka, aby całość przypominała wiatrak, z założeniem, że z tych takich dziurek mają wyglądać babcie na drożdżach. Ale tak bez przesady, zerkać bardziej niż się gapić.
Mając gotowy wiatrak, do każdej dziurki wlewamy taką samą ilość rumu. Nadruki na drożdżach się rozpuszczą i z babci zrobią się takie mazy (ale data ważności zostaje, dziwne). Teraz zgrabnym ruchem ugniatamy z tego schylonego golema, sypiemy na niego mak i krzyczymy "uwaaażaaaaaaj, mróóóówkiiiiii!".
Jak każde dziecko wie, jedyne czego boją się samice drożdżowego golema, to mrówki, więc mamy pisk i z głowy. Zupełnie inaczej mają się sprawy, jeśli przypadkiem zamiast golemicy ulepimy Pana golema. Trzeba się wtedy zdobyć na trochę poważniejszy podstęp. Przyklejamy mu do brzucha laskę wanilii i mówimy "o, zobacz, patyczak" i w momencie kiedy się uśmiechnie (nie ma nic słodszego od uśmiechu drożdżowego golema, warto pomagać ), doklejamy kilka rodzynek krzycząc "o Boże, termity, one jedzą patyczaka i składają jajka!". Jesteśmy inteligentnymi ludźmi, więc nie muszę chyba mówić jak drożdżowy golem (samiec) reaguje na termity.
Zostało nam pół kilograma mąki, trochę miodu,cukier, sól, kostka masła, płatki migdałowe i to, co wyleciało z golema kiedy zobaczył mrówki/termity.
Zagniatamy wszystko na jednolitą masę (można dolać mleka) i lepimy z tego okulary, które muszą przeschnąć w ciepłym miejscu.
W międzyczasie białko na twarzy wyschło i zrobiło nam zmarszczki. Zakładamy okulary i idziemy do piekarni wysępić bułkę "na dziada" (można jeszcze zafarbować włosy jakimś popiołem czy coś).
Tylko nie do tej piekarni gdzie stoi mlekomat, bo tam już znają ten numer.
A taka historia mi się ostatnio tam przytrafiła. Przyszedłem (ale jako ja, nie jako dziad) i mówię "połówkę małego krojonego chleba z makiem". A kobitka na to "z makiem nie pokroję". Ja na to "a dlaczego". A ona na to "bo gorący jest, mogę pokroić zwykły". "Eee, zwykły to nie" i poszedłem. Lubię czasem zagrać twardziela!
No, to smacznego
--