Pewien brytyjski dyplomata podróżował na początku XX wieku do Stanów Zjednoczonych. Wszyscy go ostrzegali, że amerykańska prasa jest bardzo agresywna i musi uważać na każde słowo, bo cokolwiek powie, może być użyte przeciwko niemu. A jak już schodził po trapie statku, ktory dotarł do Nowego Jorku, dostał pytanie, którego się absolutnie nie spodziewał:
- Lordzie Selvin, czy pan odwiedzi w Nowym Jorku jakieś nocne lokale?
Z przerażenia zastygł, ale szybko odpowiedział:
- A czy w Nowym Jorku są jakieś nocne lokale?
Dumny z siebie, że uciekł z tej pułapki, pojechał do hotelu. Następnego ranka otworzył gazetę i na pierwszej stronie przeczytał wielki tytuł:
"Czy w Nowym Jorku są jakieś nocne lokale? - oto pierwsze pytanie, jakie zadał brytyjski lord po zejściu na amerykańską ziemię".
- Lordzie Selvin, czy pan odwiedzi w Nowym Jorku jakieś nocne lokale?
Z przerażenia zastygł, ale szybko odpowiedział:
- A czy w Nowym Jorku są jakieś nocne lokale?
Dumny z siebie, że uciekł z tej pułapki, pojechał do hotelu. Następnego ranka otworzył gazetę i na pierwszej stronie przeczytał wielki tytuł:
"Czy w Nowym Jorku są jakieś nocne lokale? - oto pierwsze pytanie, jakie zadał brytyjski lord po zejściu na amerykańską ziemię".