w tym pięknym dniu
Wspólny język
Ojciec postanowił nie być gorszy od pracowników dyrekcji i umyślił wybrać się ze mną na wycieczkę zagraniczną zorganizowaną przez biuro podróży. Ryzyko było zuchwałe, ale opłaciło się. Zobaczyliśmy kawałek zagranicy. Szczególnie gruntownie zapoznaliśmy się z wyglądem zagranicznego dworca i okolicznych ulic. Zagranicę zwiedzaliśmy sami, bo przewodnik zajęty był sprzedawaniem tubylcom zerezerwowanych dla nas miejsc w operze.
- Przyznać trzeba - powiedział tato, rozglądając się na boki - że w tej zagranicy nie ma nic rewelacyjnego.
- Trochę przereklamowana - dodałem.
- Domy murowane tak jak u nas - ciągnął ojciec. - I z całkiem zwyczajnymi oknami. Ludzie też wyglądają na zupełnie normalnych.
- Tyle ze mówia innym językiem - dorzuciłem.
Tato westchnął.
- Niestety - rzekł - nie ma kogo spytać, gdzie by tu można wypić jakąś zagraniczną lemoniadę albo coś w tym rodzaju.
Pomyślałem.
- Spróbuj na migi - podsunąłem - ręczne tłumaczenie daje czasem zadowalające rezultaty.
Ojciec zgodził się ze mną.
- Za pomocą gestów mozna się nawet wypowiedzieć pełniej - stwierdził.
Po naradzie podeszliśmy do zagranicznie ubranej damy, która spacerowała po chodniku i wachlowała się gazetą. Tato u celu stracił nieco animuszu.
- Od czego tu zacząć? - spytał mnie na ucho.
- Najlepiej od razu pokaż jej, o co nam chodzi - odrzekłem.
Ojciec przytknął pięść do ust, odchylił głowę i zakomunikował:
- Gul, gul!
Pani wytrzeszczyła oczy. Następnie powiedziała coś.
- Gul, gul, gul! - zakomunikował znowu tato.
Dama powtórzyła to, co powiedziała.
- Chyba nas nie rozumie - wywnioskowałem - zagadnij ją w innym narzeczu. tak jak to robią twoi koledzy z pracy przy wypłacie.
Tatko po wachaniu uderzył sie kantem dłoni w szyję. Pani okazała radosne zrozumienie.
- Mhm! - powiedziała i roześmiała siepo naszemu. Bez ociągania zaprowadziła nas do restauracji.
Wieczorem ojciec z panią ostatecznie przełamali barierę językową. Potwierdziło to nasze piewsze spostrzeżenie. Za granicą nie ma żadnych rewelacji. A niektóre gesty są wspólne dla wszystkich narodów.
by Sawaszkiewicz
Wspólny język
Ojciec postanowił nie być gorszy od pracowników dyrekcji i umyślił wybrać się ze mną na wycieczkę zagraniczną zorganizowaną przez biuro podróży. Ryzyko było zuchwałe, ale opłaciło się. Zobaczyliśmy kawałek zagranicy. Szczególnie gruntownie zapoznaliśmy się z wyglądem zagranicznego dworca i okolicznych ulic. Zagranicę zwiedzaliśmy sami, bo przewodnik zajęty był sprzedawaniem tubylcom zerezerwowanych dla nas miejsc w operze.
- Przyznać trzeba - powiedział tato, rozglądając się na boki - że w tej zagranicy nie ma nic rewelacyjnego.
- Trochę przereklamowana - dodałem.
- Domy murowane tak jak u nas - ciągnął ojciec. - I z całkiem zwyczajnymi oknami. Ludzie też wyglądają na zupełnie normalnych.
- Tyle ze mówia innym językiem - dorzuciłem.
Tato westchnął.
- Niestety - rzekł - nie ma kogo spytać, gdzie by tu można wypić jakąś zagraniczną lemoniadę albo coś w tym rodzaju.
Pomyślałem.
- Spróbuj na migi - podsunąłem - ręczne tłumaczenie daje czasem zadowalające rezultaty.
Ojciec zgodził się ze mną.
- Za pomocą gestów mozna się nawet wypowiedzieć pełniej - stwierdził.
Po naradzie podeszliśmy do zagranicznie ubranej damy, która spacerowała po chodniku i wachlowała się gazetą. Tato u celu stracił nieco animuszu.
- Od czego tu zacząć? - spytał mnie na ucho.
- Najlepiej od razu pokaż jej, o co nam chodzi - odrzekłem.
Ojciec przytknął pięść do ust, odchylił głowę i zakomunikował:
- Gul, gul!
Pani wytrzeszczyła oczy. Następnie powiedziała coś.
- Gul, gul, gul! - zakomunikował znowu tato.
Dama powtórzyła to, co powiedziała.
- Chyba nas nie rozumie - wywnioskowałem - zagadnij ją w innym narzeczu. tak jak to robią twoi koledzy z pracy przy wypłacie.
Tatko po wachaniu uderzył sie kantem dłoni w szyję. Pani okazała radosne zrozumienie.
- Mhm! - powiedziała i roześmiała siepo naszemu. Bez ociągania zaprowadziła nas do restauracji.
Wieczorem ojciec z panią ostatecznie przełamali barierę językową. Potwierdziło to nasze piewsze spostrzeżenie. Za granicą nie ma żadnych rewelacji. A niektóre gesty są wspólne dla wszystkich narodów.
by Sawaszkiewicz