To znowu ja, chociaż opowieść nie będzie o mnie, jeno o byłym osobniku zakontraktowanym, który potrafił czasami przywalić jak dzik w sosnę.
Otoż mój były osobnik zakontraktowany pracował w firmie parającej się wykonywaniem gadżetów reklamowych. Robili bannery, nalepki, foldery, itp.
Któregoś razu odwiedził ich firmę prezes Związku Niewidomych, żeby zamówić tablicę informacyjną przy wjeździe. Mój były machnął od ręki w kompie projekt, który następnie (projekt, nie mąż) został poddany pod wnikliwą ocenę. Oglądali go (z bliska) pan prezes w grubych szkłach i pani dyrektor firmy. I właśnie owa pani mówi w pewnej chwili: panie Arku, a moze by tak powiększyć trochę te litery, co?
Na co rzeczony mąż odrzucił błyskawicznie: no niech pani nie przesadza, przecież nikt ślepy nie jest...
Humor cokolwiek czarniawy, jak nie przymierzając koteczek z wczesniejszych postów, ale jak sobie przypomnę...
Otoż mój były osobnik zakontraktowany pracował w firmie parającej się wykonywaniem gadżetów reklamowych. Robili bannery, nalepki, foldery, itp.
Któregoś razu odwiedził ich firmę prezes Związku Niewidomych, żeby zamówić tablicę informacyjną przy wjeździe. Mój były machnął od ręki w kompie projekt, który następnie (projekt, nie mąż) został poddany pod wnikliwą ocenę. Oglądali go (z bliska) pan prezes w grubych szkłach i pani dyrektor firmy. I właśnie owa pani mówi w pewnej chwili: panie Arku, a moze by tak powiększyć trochę te litery, co?
Na co rzeczony mąż odrzucił błyskawicznie: no niech pani nie przesadza, przecież nikt ślepy nie jest...
Humor cokolwiek czarniawy, jak nie przymierzając koteczek z wczesniejszych postów, ale jak sobie przypomnę...