Było to w czasie wakacji. Spaceruję z żoną i znajomymi tubylcami po Mediolanie. Na Piazza Duomo (w centralnym miesjcu miasta, przed katedrą), kiedy zaczynam wpadać w fotgraficzny amok, ustawiam towarzystwo za pomocą włoskich wykrzykników...
Kiedy udało mi sie zrobic 'moje' zdjęcie podchodzi do mnie gość z Zenithem i zaczyna tłumaczyc łamanym angielskim i włoskim, że chce żebym zrobił mu zdjęcie. Co jakiś czas przerywa zapytaniem po polsku 'rozumiesz?'.Ja potakuję.
On sie ustawia, tyle że nieco niefrtunnie - pod słońce. Zrobiłem zdjęcie, oddaję mu aparat i od niechcenia rzucam tekst w stylu 'zrobiłem, tylko musiałem zmniejszyć przysłonę, żeby doświetlić twarze'.
Reakcja pana była bardzo ciekawa: 'To ppppan ummmie pppo ppolskkku???'
Skończyło się na winie w restauracji przy Duomo. Ale była impeza... prawdziwie polska!
Kiedy udało mi sie zrobic 'moje' zdjęcie podchodzi do mnie gość z Zenithem i zaczyna tłumaczyc łamanym angielskim i włoskim, że chce żebym zrobił mu zdjęcie. Co jakiś czas przerywa zapytaniem po polsku 'rozumiesz?'.Ja potakuję.
On sie ustawia, tyle że nieco niefrtunnie - pod słońce. Zrobiłem zdjęcie, oddaję mu aparat i od niechcenia rzucam tekst w stylu 'zrobiłem, tylko musiałem zmniejszyć przysłonę, żeby doświetlić twarze'.
Reakcja pana była bardzo ciekawa: 'To ppppan ummmie pppo ppolskkku???'
Skończyło się na winie w restauracji przy Duomo. Ale była impeza... prawdziwie polska!