"Łowcy Absurdu - Absurdalne Texty

- POPIÓŁ -

To była wielka sensacja! Światek snobów i ekscentryków zawrzał. Być pochowanym w kosmosie! Cuuuudowne! Firma, która oferowała ludziom wieczystą wędrówkę ich prochów przez przestworza Wszechświata robiła złoty interes. A pomysł był prosty – firma – nie róbmy jej reklamy i nazwijmy ją mało wyrafinowanie, ale konkretnie: Firmą X - wystrzeliwała co miesiąc na orbitę planety kapsułę. Za pokaźną sumkę można było wykupić w owym satelicie małą, ale przytulną niszę, na urnę z własnymi lub kogoś bliskiego, prochami. W końcu nie ma to jak ciepła urna w przytulnej niszy, wałęsająca się pomiędzy Syriuszem, a południowymi Nereidami.

Oczywiście cały interes kosztował wyjątkowo dużo, co oczywiście tylko zwiększało popyt. Biznesmeni zakładali specjalne cmentarne kontaw bankach. Biedne krawcowe zbierały grosz do grosza, byle tylko prochy ich bliskich mogły sobie spokojnie szybować w próżni. W końcu wszyscy ludzie są próżni, niezależnie od ich statusu i sytuacji finansowej.

Cóż to było za święto znaleźć się w setce wybranych. W setce, gdyż cmentarny satelita wynosił w przestrzeń tylko sto urn.

Wokół cmentarza w kosmosie narosło wiele kontrowersji. Nie było tygodnia, bez protestu: ekologów – a bo zaśmiecamy próżnię; teologów – no bo nie wiadomo co z tego wyniknie; Związku Hodowców Bobra Pustynnego – no bo pieniądze wydawane na ten cel można było przecież przeznaczyć na dotacje dla ich Związku; no i oczywiście prawicowych polityków – bo to na pewno wymysł komunistycznej żydomasonerii. I pedałów. Życie toczyło się jednak dalej.

Sytuacja na planecie nie była dobra. Już od dawna arsenałem na niej zebranych broni, można było wysadzić ten Wszechświat, sąsiedni i rozbić podmuchem Panu Bogu szklankę porannego mleka.

Kiedyś to się musiało stać. Mocarstwo z Zachodu, przekonane ostatecznie o tym, że ma świętą rację we wszystkich kwestiach począwszy od systemu rządów skończywszy na kształcie wykałaczek, wypowiedziało wojnę Mocarstwu ze Wschodu. Wojna była krotka. Spiker wieczornych wiadomości zdążył wrzasnąć tylko „O kurwa wybuchła…!!”. Miał rację, ale nikt już nie mógł tego potwierdzić.

Bo nikogo już nie było.

Trzeba przyznać – gwarantowało to idealną ciszę. Nie było mowy o wrzaskach bachorów, wyciu klaksonów, trajkocie telewizorów. Nie było również mowy o cywilizacji. Ani o jej dziełach.

Aj, zaraz!

Zostały satelity. Cmentarne. Pozostałe wyleciały w powietrze gdy tylko rozpoczęła się wojna. Oczywiście oba Mocarstwa przygotowały takie „ostateczne rozwiązanie” wiele lat wcześniej. Wybuchy spowodowały zmiany w polu grawitacyjnym planety i kapsuły – wyrzucone z orbity – poszybowały w próżnię.

Wiele stuleci później, jeden z nich uderzył w powierzchnię średniej wielkości, błękitnej planety. Tego dnia nad bezkresnymi wodami i sawannami planety unosił się jedynie duch. A może i jego nie było? Mówiąc krótko – planeta była martwa. Oczywiście sama kapsuła nie mogła ocenić czy planeta była błękitna czy nie, ale miliony lat później ktoś doszedł do takiego wniosku.

Kto?
Nie wiadomo w jaki sposób to się stało, ale w kapsule zachował się – prawdopodobnie wśród prochów – skraweczek DNA. Zwykłego. Ludzkiego. Być może przyczyną było tu pewne niechlujstwo pracowników krematorium, którzy w przededniu Wielkiej Wojny palili zwłoki zdecydowanie bez pasji, a może coś innego.
Nie ważne. Grunt, że ów skraweczek trafił na planecie na podatny grunt.

Wiele milionów lat później na planecie pojawiło się życie. Jeszcze później - jeden z gatunków postanowił wyprostować się, wziąć do ręki kij i pozabijać wszystko co mu się przeciwstawi. Potem opanował planetę, nazwał ją – Ziemią, a siebie, nie wiadomo czemu – człowiekiem.

I to chyba cała historia. Ach, nie.
Co ciekawe – kilka tysięcy lat wstecz od dnia dzisiejszego licząc, jeden z owych ludzi napisał: „z prochu powstałeś, w proch się obrócisz”.

Doprawdy. Ciekawe… "

--
Wszelkie prawa zastrzeżone. Czytanie niniejszego tekstu bez pisemnej zgody surowo wzbronione.