Mąż w szpitalu na intensywnej pod namiotem tlenowym - odwiedza go małżonka
cała we łzach, zbliża się do łóżka... Mąż na jej widok jakby się ożywia,
gestykuluje... Żona interpretuje jego gesty jako prośbę o coś do pisania.
Ze szlochem wyjmuje z torebki długopis, wyrywa kartkę z notesu, podaje
lubemu... ten pisze coś na kartce po czym wydaje ostatnie tchnienie...
Po pogrzebie nadal zapłakana wdowa nagle przypomina sobie, że jej
nieboszczyk musiał ostatnią wole napisać na tej karteczce, o której
zapomniała w swej żałobie. Sięga czym prędzej do torebki, wyjmuje
karteluszek, a na nim stoi:
"Maryśka, zejdź, ku*wa, z tego szlaufa, bo tlen nie dochodzi."
cała we łzach, zbliża się do łóżka... Mąż na jej widok jakby się ożywia,
gestykuluje... Żona interpretuje jego gesty jako prośbę o coś do pisania.
Ze szlochem wyjmuje z torebki długopis, wyrywa kartkę z notesu, podaje
lubemu... ten pisze coś na kartce po czym wydaje ostatnie tchnienie...
Po pogrzebie nadal zapłakana wdowa nagle przypomina sobie, że jej
nieboszczyk musiał ostatnią wole napisać na tej karteczce, o której
zapomniała w swej żałobie. Sięga czym prędzej do torebki, wyjmuje
karteluszek, a na nim stoi:
"Maryśka, zejdź, ku*wa, z tego szlaufa, bo tlen nie dochodzi."