Są dwa szczególne typy klientów, które rozpoznaje na pierwszy rzut oka. Łysy, napakowany, z łańcuchem na szyi, zawsze przynosi po 10 i 20 zł w plikach. Diler narkotykowy. Kasa jest z działek sprzedawanych na mieście. Drugi typ też diluje.Z reguły starszy, fatalnie obcięty, na szyi ślad po koloratce. Tez przynosi po 10 i 20 zł w grubych plikach. Ten sprzedaje zbawienie. Narkotykowych się nie czepiam. Nie lubię dostawać po mordzie. Ale tych od zbawienia uwielbiam tłamsić. Bosko się wkurzają. Przyszedł kiedyś taki jeden. Znam go, bo jest z parafii moich teściów. Zdzierca totalny. Dom sobie akurat buduje w górach. Oczywiście w tajemnicy. Ludzie się burza, że dużo za zbawienie ściąga. Tańsza jest działka amfy w mieście. Poprosił 1000 EUR. Buch, buch, szybka transakcja, dostał po cenie, bo przecież nie będę krwiopijcy opuszczał. Zapakował kasę do saszetki i wychodzi. Wtedy się odezwałem: Widzę, że bogata parafia. Zatkało klechę: Co, proszę?? Mówię, że bogata parafia. Ostatnio kupił pan 1000 teraz znowu. Żyć nie umierać. Spocił się z wrażenia i świdrował mnie oczkami, próbując zajarzyć kim jestem. Eeeee - zaczął się jąkać - Szczęść Boże ..i prysnął. Od razu wykonałem telefon na wieś. Ma tam teraz ksywkę kantorek Przestał się tez pokazywać. Ale chyba nie dlatego, że mnie nie lubi tylko dlatego, że ludzie zaczęli mniej na tacę rzucać.
--
Niepraktykujący abstynent.