Miałam jakieś 6-7 lat gdy zdarzyła się ta historia. Jechałyśmy z mamą i moją młodsza siostrą (wtedy w formie wózeczkowo-pełzającej) PKSem od babci (ok. 40km do przebycia). Jako że w tym czasie cierpiałam na chorobę lokomocyjną mama była wyposażona w stosowne woreczki, reklamówki itp. W autobusie był straszny ścisk, ale mamie udało się wywalczyć miejsca siedzące. Mama z młodą siedziały przede mną, a ja przy oknie za nimi. Po 15 minutach jazdy choroba lokomocyjna dała o sobie znać, o czym niezwłocznie poinformowałam swoją rodzicielkę. Dostałam woreczek, który szybko zapełniłam. I wszystko byłoby OK, gdyby nie to, że chciałam się pochwalić mamie jak sobie super poradziłam. Stanęłam więc na siedzeniu, uniosłam pełny woreczek nad siedzeniami i zawołałam (sepleniąc z lekka):
- Mama! Pats ile nazygałam!
- Mama! Pats ile nazygałam!