Słowem wstępu - moja matematyczka to kobieta w kwiecie wieku, z kością przy mięsie (z mięsem przy kości?), przekonana, że znowu ktoś coś jej ukradł i śmiało wysyłająca nas na Kasprzaka (czyt. psychiatry).
Początek lekcji
Zwykle, już od progu Halinka, bo takowoż ją zwiemy z racji imienia, uraczy nas jakimś miłym słowem.
Tu rzuci "To moja książka, incydencie! ... znaczy siem ... To moja książka, konfidencie!", tam "zaraz Ci wlepię kapsko Artur! ... Arek? ... Adrian?" - ogólnie, morda się sama śmieje
O przepraszam "siem" śmieje.
Po czym zwracając się w stronę tablicy, zakasając rękawy i majestatycznie unosząc w górę kredę, rzecze - No to jedziem, psze państwa!
Mimo wszystko wiemy, że Halina ma złote serce.
Przykład?
Sami przyznajcie, że słodkie:
W dniu moich urodzin chciała mi dać jednego z lizaków, które kupiła SPECJALNIE na urodziny uczniów.
Chciała, bo niestety okazało się, że ktoś podwędził je z szafki. Zamykanej na klucz. Ale ja nie sugeruję, że kochana pani psor miała z tym coś wspólnego. Co to to nie!
15-20 min. po dzwonku.
Mniej więcej po takim upływie czasu, Halinka staje na środku klasy i mówi:
"No to czas na małom dywersję"
PS.Muszę przyznać, że to moja ulubiona część lekcji, śmiechu co niemiara, a historie, często gęsto, wyciskają z oczy łzy
PP.S. poprawianie jej często kończy się hasłem "Nie rób ze mnie wariatki" połączonym z "Idź lepiej na Kasprzaka!"
Więc Halinka "jedzie"
Mówi rzeczy różne, różniste i .. różniczkowe?
Rozpoczynając od ogłoszeń matrymonialnych swojego syna, przez jej domek na wsi, gdzie pod płotem krowa przeżuwa trawę, a my - żujący gumę - jesteśmy niechybnie skazani na porównania do tego, sympatycznego skądinąd zwierzęcia.
Czasem szepnie również o swoim szwagrze, z którym w ostatnią sobotę uwaliła się jak zwierze "łiskaczem".
("Mówiem wam dzieci, nie pijcie łiskacza. Trzeci dzień mnie kac męczy")
25-30 min lekcji
Można mieć pewność, że w pewnym momencie zbierze jej się na odpytywanie.
(Z matmy jestem noga, więc się wychylać nie będę, ale chyba coś było o...)
Symetria osiowa - tu wskazuje na koleżankę.
(K)oleżanka bąka coś pod nosem
K - no i one się spotykają...
H - kto się spotyka? w matematyce nie ma czegoś takiego jak przydawka ukryta! ... ten no... przymiotnik utajniony!
Ja - podmiot domyślny?
H - no przecie mówiem! Nie rób ze mnie wariatki!
Narzekać nie można. Lekcje matematyki uruchamiają naszą wyobraźnię.
Jakieś tam popierdółki z procentami powtarzamy
H - no i taka księgowa siedzi i myśli, (tu głośniej) MHHMMM, (ciszej) więc to wyjdzie mi 2345zł!
Kolega - Pani profesor ... te dane są podane w książce, my mamy policzyć oprocentowanie...
(Jak H ma dobry humor - da Ci plusa, jak zły ... cóż... wyśle Cię na Kasprzaka)
Podsumowywując, Halina to kobieta, która za nic ma sobie podstawowe zasady kultury. Bez zmrużenia oka da Ci po łbie lub wyzwie od Amerykanina. Nadal jest święcie przekonana, że nie potrzebuje iść "na Kasprzaka", że jej 'jenzyk' polski to szczyt możliwości większości z nas.
Co jednak jest fantastycznego w Halinie?
Pamięć krótkotrwała - nawet jeśli poprzedniego dnia mocno zaszliśmy jej za skórę, następne przyjdzie i stwierdzi, że jesteśmy jej ulubioną klasą. A jaką zdolną!
Początek lekcji
Zwykle, już od progu Halinka, bo takowoż ją zwiemy z racji imienia, uraczy nas jakimś miłym słowem.
Tu rzuci "To moja książka, incydencie! ... znaczy siem ... To moja książka, konfidencie!", tam "zaraz Ci wlepię kapsko Artur! ... Arek? ... Adrian?" - ogólnie, morda się sama śmieje
O przepraszam "siem" śmieje.
Po czym zwracając się w stronę tablicy, zakasając rękawy i majestatycznie unosząc w górę kredę, rzecze - No to jedziem, psze państwa!
Mimo wszystko wiemy, że Halina ma złote serce.
Przykład?
Sami przyznajcie, że słodkie:
W dniu moich urodzin chciała mi dać jednego z lizaków, które kupiła SPECJALNIE na urodziny uczniów.
Chciała, bo niestety okazało się, że ktoś podwędził je z szafki. Zamykanej na klucz. Ale ja nie sugeruję, że kochana pani psor miała z tym coś wspólnego. Co to to nie!
15-20 min. po dzwonku.
Mniej więcej po takim upływie czasu, Halinka staje na środku klasy i mówi:
"No to czas na małom dywersję"
PS.Muszę przyznać, że to moja ulubiona część lekcji, śmiechu co niemiara, a historie, często gęsto, wyciskają z oczy łzy
PP.S. poprawianie jej często kończy się hasłem "Nie rób ze mnie wariatki" połączonym z "Idź lepiej na Kasprzaka!"
Więc Halinka "jedzie"
Mówi rzeczy różne, różniste i .. różniczkowe?
Rozpoczynając od ogłoszeń matrymonialnych swojego syna, przez jej domek na wsi, gdzie pod płotem krowa przeżuwa trawę, a my - żujący gumę - jesteśmy niechybnie skazani na porównania do tego, sympatycznego skądinąd zwierzęcia.
Czasem szepnie również o swoim szwagrze, z którym w ostatnią sobotę uwaliła się jak zwierze "łiskaczem".
("Mówiem wam dzieci, nie pijcie łiskacza. Trzeci dzień mnie kac męczy")
25-30 min lekcji
Można mieć pewność, że w pewnym momencie zbierze jej się na odpytywanie.
(Z matmy jestem noga, więc się wychylać nie będę, ale chyba coś było o...)
Symetria osiowa - tu wskazuje na koleżankę.
(K)oleżanka bąka coś pod nosem
K - no i one się spotykają...
H - kto się spotyka? w matematyce nie ma czegoś takiego jak przydawka ukryta! ... ten no... przymiotnik utajniony!
Ja - podmiot domyślny?
H - no przecie mówiem! Nie rób ze mnie wariatki!
Narzekać nie można. Lekcje matematyki uruchamiają naszą wyobraźnię.
Jakieś tam popierdółki z procentami powtarzamy
H - no i taka księgowa siedzi i myśli, (tu głośniej) MHHMMM, (ciszej) więc to wyjdzie mi 2345zł!
Kolega - Pani profesor ... te dane są podane w książce, my mamy policzyć oprocentowanie...
(Jak H ma dobry humor - da Ci plusa, jak zły ... cóż... wyśle Cię na Kasprzaka)
Podsumowywując, Halina to kobieta, która za nic ma sobie podstawowe zasady kultury. Bez zmrużenia oka da Ci po łbie lub wyzwie od Amerykanina. Nadal jest święcie przekonana, że nie potrzebuje iść "na Kasprzaka", że jej 'jenzyk' polski to szczyt możliwości większości z nas.
Co jednak jest fantastycznego w Halinie?
Pamięć krótkotrwała - nawet jeśli poprzedniego dnia mocno zaszliśmy jej za skórę, następne przyjdzie i stwierdzi, że jesteśmy jej ulubioną klasą. A jaką zdolną!
--
- Mnie, osobiście, starsze kobiety podobają się bardziej... - Nie przeczę, gra światła na pryszczach i zmarszczkach jest bogatsza.