Trochę mi się wydaje niesprawiedliwe tak się nabijać z innych narodów... bo właśnie mi się przypomniała scenka z mojej szkoły podstawowej, gdy to na lekcji geografii pewna dziewczyna, zapytana o stolice Polski odpowiedziała - "Brenno"... tak... ona znała dwie nazwy miejscowości - Włoszakowice, miejscowość w której mieszkała i owe Brenno. A była pewna, że Włoszakowice stolicą nie są. Nie pozostaje nic innego jak tylko pokłonić się nad jej jak najbardziej prawidłowym logicznym myśleniem.
Ale w temacie wątku to:
byłem w Stanach w kościele. Ot, dusza moja strawy duchowej potrzebowała i poszedłem na mszę. Msza fajna była, ksiądz był przygotowany na sporą ilość przyjezdnych, jako że to miasteczko nadmorskie, kurort prawie w południowym Maine, więc przywitał przyjezdnych, zaczął chodzić po kościele i się pytać, kto skąd przyjechał. No i padło na mnie, że przyjechałem z Poland.
- Och, to takie piękne miasteczko w środkowym Maine...
- Poland w Europie...
chwilka, naprawdę krótka chwilka konsternacji:
- O, to jesteś spokrewniony z moim szefem. (wtedy jeszcze JPII żył i miał się nienajgorzej)
Fajny księzulek, nie?
Inna sprawa, że właśnie oglądałem "Only fools and horses" i Angole sami się nabijali ze swojej kiepskiej wiedzy geograficznej:
- To dokąd jedziesz w interesach?
- Do Warszawy.
- A gdzie to?
- (niepewnie) Rumunia...
- (niepewnie) ach taaaak....
Jak na razie (odpukać) mam szczęście do całkiem zorientowanych w geografii (ze szczególnym uwzględnieniem Polski), technologii i możliwych warunków atmosferycznych Irysami. No i są podobnie przesądni
Ale w temacie wątku to:
byłem w Stanach w kościele. Ot, dusza moja strawy duchowej potrzebowała i poszedłem na mszę. Msza fajna była, ksiądz był przygotowany na sporą ilość przyjezdnych, jako że to miasteczko nadmorskie, kurort prawie w południowym Maine, więc przywitał przyjezdnych, zaczął chodzić po kościele i się pytać, kto skąd przyjechał. No i padło na mnie, że przyjechałem z Poland.
- Och, to takie piękne miasteczko w środkowym Maine...
- Poland w Europie...
chwilka, naprawdę krótka chwilka konsternacji:
- O, to jesteś spokrewniony z moim szefem. (wtedy jeszcze JPII żył i miał się nienajgorzej)
Fajny księzulek, nie?
Inna sprawa, że właśnie oglądałem "Only fools and horses" i Angole sami się nabijali ze swojej kiepskiej wiedzy geograficznej:
- To dokąd jedziesz w interesach?
- Do Warszawy.
- A gdzie to?
- (niepewnie) Rumunia...
- (niepewnie) ach taaaak....
Jak na razie (odpukać) mam szczęście do całkiem zorientowanych w geografii (ze szczególnym uwzględnieniem Polski), technologii i możliwych warunków atmosferycznych Irysami. No i są podobnie przesądni