historia zasłyszana moge troche pokręcić ale wątek główny z chęcią miłą opowiem..
akcja działa się porą wakacyjną rok moze 2 temu gdzies na mazurach w z zadka zaludnionej wsi. pewni warszawiacy kupili sobie wlasnie działeczkę ze starym domkiem tak zeby wolnymi chwilami móc wyrwać sie z dużego miasta.. Ich sąsiadem był starszy i niezbyt miły wobec obcych pan. nowi zgodnie postanowili nie wchodzic w droge sasiadowi imprezy na powietrzu nie byly glosne zabawa z kulturą itp. A mieli oni dość dużego psa rasy nie pamietam być moze boxer ich sasiad z kolei malego białego kompana od wielu lat.. Jakież były ich miny kiedy pewnego pieknego popołudnia drepcze sobie bokserek jakby zadowolony z siebie z czymś w pysku. przynosi swemu panu wytarmoszonego brudnego no i przede wszystkim martwego psa staruszka. Na początku panika co to bedzie ale po chwili namysłu bohaterowie postanowli działac. Wydedukowali, że "tragedia" stała sie gdzieś za domostwami - dziadek pewnie tego nie wiedzial postanowili więc umyc zdechlego psa (!) i polozyć w budzie tak zeby wygladalo na śmierć naturalna Tak też zrobili namęczyli sie przy kąpieli a wieczorem niepostrzezenie położyli go w budzie. Następnego dnia nie wychodzili z domu ale w końcu musieli. i podchodzi nagle do jednego z nich ów starszy pan i zaczepia uprzejmie w stylu "dzien dobry co slychac.." ale po chwili dodaje wyglądało na to jakby musial sie komukolwiek zwierzyć: "Wiesz pan mnie juz chyba bliżej niż dalej. Wczoraj zdechl mi pies, stary był poczciwy zakopałem go za stodołą. rano wstaję i oczom nie wierze - leży w budzie jak żywy.. a mógłbym przysiąc żem go wczoraj chował sam łopatą dół kopał!"
akcja działa się porą wakacyjną rok moze 2 temu gdzies na mazurach w z zadka zaludnionej wsi. pewni warszawiacy kupili sobie wlasnie działeczkę ze starym domkiem tak zeby wolnymi chwilami móc wyrwać sie z dużego miasta.. Ich sąsiadem był starszy i niezbyt miły wobec obcych pan. nowi zgodnie postanowili nie wchodzic w droge sasiadowi imprezy na powietrzu nie byly glosne zabawa z kulturą itp. A mieli oni dość dużego psa rasy nie pamietam być moze boxer ich sasiad z kolei malego białego kompana od wielu lat.. Jakież były ich miny kiedy pewnego pieknego popołudnia drepcze sobie bokserek jakby zadowolony z siebie z czymś w pysku. przynosi swemu panu wytarmoszonego brudnego no i przede wszystkim martwego psa staruszka. Na początku panika co to bedzie ale po chwili namysłu bohaterowie postanowli działac. Wydedukowali, że "tragedia" stała sie gdzieś za domostwami - dziadek pewnie tego nie wiedzial postanowili więc umyc zdechlego psa (!) i polozyć w budzie tak zeby wygladalo na śmierć naturalna Tak też zrobili namęczyli sie przy kąpieli a wieczorem niepostrzezenie położyli go w budzie. Następnego dnia nie wychodzili z domu ale w końcu musieli. i podchodzi nagle do jednego z nich ów starszy pan i zaczepia uprzejmie w stylu "dzien dobry co slychac.." ale po chwili dodaje wyglądało na to jakby musial sie komukolwiek zwierzyć: "Wiesz pan mnie juz chyba bliżej niż dalej. Wczoraj zdechl mi pies, stary był poczciwy zakopałem go za stodołą. rano wstaję i oczom nie wierze - leży w budzie jak żywy.. a mógłbym przysiąc żem go wczoraj chował sam łopatą dół kopał!"