Syn mojej koleżanki, posiadający piękne typowo polskie imię - Jan, zwany jest najczęściej Dżony ... jakoś tak się przyjęło.
Ale do rzeczy...
Siedzę sobie któregoś dnia u koleżanki, kawcię popijamy, na to młody (2,5 roku) wdrapuje mi się za kolana i jak prawdziwy chłop cap mi łapcię za dekolt, co by się zaznajmić z moimi... no wiecie
Koleżanka spojrzała smętno, westchnęła i wtem wypaliła:
Tak Dżony, siedź u cioci, tam Ci dobrze, mama piersi nie ma, to chociaż u cioci sobie zobaczysz...
Na to młody wybełkotał coś w miarę zrozumiałego, a mianowicie z rubaszną minką blondwłosego niebieskookiego chłopczyka rzekł: Ciocia ma, ma... mmmmmmm... ma (mówił to ugniatając mi to i owo)
Ale do rzeczy...
Siedzę sobie któregoś dnia u koleżanki, kawcię popijamy, na to młody (2,5 roku) wdrapuje mi się za kolana i jak prawdziwy chłop cap mi łapcię za dekolt, co by się zaznajmić z moimi... no wiecie

Koleżanka spojrzała smętno, westchnęła i wtem wypaliła:
Tak Dżony, siedź u cioci, tam Ci dobrze, mama piersi nie ma, to chociaż u cioci sobie zobaczysz...
Na to młody wybełkotał coś w miarę zrozumiałego, a mianowicie z rubaszną minką blondwłosego niebieskookiego chłopczyka rzekł: Ciocia ma, ma... mmmmmmm... ma (mówił to ugniatając mi to i owo)
--