Grałem sobie z kumplem w bilarda, w knajpie składającej się z części ogólnorozrywowej ( czyli stoliki + bar) i bilardowej w sąsiedniej sali. Wypiłem już trochę piwa i troszkę spadła mi precyzja, za to humorek rósł coraz bardziej. Dla zabawy zacząłem wkładać prawie całą siłę w uderzenia - tak żeby fajnie wyglądało.
W pewnym momencie została mi tylko jedna moja bila do wbicia, na nieszczęście zasłonięta przez bilę przeciwnika. Zamiast próbować dotrzeć po niej po bandzie postanowiłem zaszaleć, czyli przeskoczyć białą bilą nad przeszkodą.
No i uderzyłem tak jak planowałem, tylko że troche za wysoko i duuużo za mocno. Zamiast trafić tam gdzie chciałem biała bila poleciała ładnym łukiem do drugiej sali... a następnie usłyszałem stamtąd głośne " O k...a mać".
Na chwilę zapadła cisza, mi w tym czasie przez głowę przebiegła myśl że albo w kogoś trafiłem i jest kiepsko, albo wylałem czyjeś piwo i jest tragicznie. Ostrożnie zaglądam do drugiej sali
a tam mocno "znieczulony" koleś przeciera oczy i mówi:
- O k...a mać, już nie pije. Białe myszki widzę!