Wielka Niedziela...
Jedziemy do rodzinki - 1 km za moim miastkiem.
Mąż stwierdził, że nie będziemy brać fotelika dla małego.(Jakiś problem z ustawieniem czegoś...) Weźmie się go na ręce, jakoś dojedziemy... Tak sobie pomyślałam: "święta, ale może się uda".
Dojechaliśmy. Wszystko OK.
Gościna wyśmienita, ale trzeba wracać. Kierowca - obowiązkowo żona, no któżby inny... Do torebki zaglądam, bo coś mnie tknęło: brak prawka! No cóż, wersja "jakoś dojedziemy" aktywna.
Wsiadam, ambitnie pasy zapinam, z tyłu dzieci, mąż obok. (A na cóż mu pasy - oczywiście...) Ruszamy. Połowa drogi - policja. Czerwona latarka mignęła jak grom przed oczami. Stanęłam, pan policjant podszedł, ja sobie głośno ślinkę przełykam i na dzieńdobry latarka władzy na tył samochodu się kieruje... Czarne oczka Lukiego spojrzały ku światełku
- No ładnie... rzekł pan w niebieskim ubranku.
W głowie liczę:
- brak prawka
- brak pasów
- malec bez fotelika (zgrozo pierwszy raz!!!)
Słyszę:
- No dobra... Jedźcie... Stał ktoś tam po drodze? (chodziło zapewne o parzące się ludki...)
- E, nie.
- Dobranoc. Wesołych Świat.
- Dobranoc. Ładny uśmiech wdzięczności na papa.
Dwa dni mijają. Słyszę głośne męża:
- Ja p*&%!
- Co jest? -pytam
- W piątek skończyło nam się OC...
Kocham święta
Jedziemy do rodzinki - 1 km za moim miastkiem.
Mąż stwierdził, że nie będziemy brać fotelika dla małego.(Jakiś problem z ustawieniem czegoś...) Weźmie się go na ręce, jakoś dojedziemy... Tak sobie pomyślałam: "święta, ale może się uda".
Dojechaliśmy. Wszystko OK.
Gościna wyśmienita, ale trzeba wracać. Kierowca - obowiązkowo żona, no któżby inny... Do torebki zaglądam, bo coś mnie tknęło: brak prawka! No cóż, wersja "jakoś dojedziemy" aktywna.
Wsiadam, ambitnie pasy zapinam, z tyłu dzieci, mąż obok. (A na cóż mu pasy - oczywiście...) Ruszamy. Połowa drogi - policja. Czerwona latarka mignęła jak grom przed oczami. Stanęłam, pan policjant podszedł, ja sobie głośno ślinkę przełykam i na dzieńdobry latarka władzy na tył samochodu się kieruje... Czarne oczka Lukiego spojrzały ku światełku
- No ładnie... rzekł pan w niebieskim ubranku.
W głowie liczę:
- brak prawka
- brak pasów
- malec bez fotelika (zgrozo pierwszy raz!!!)
Słyszę:
- No dobra... Jedźcie... Stał ktoś tam po drodze? (chodziło zapewne o parzące się ludki...)
- E, nie.
- Dobranoc. Wesołych Świat.
- Dobranoc. Ładny uśmiech wdzięczności na papa.
Dwa dni mijają. Słyszę głośne męża:
- Ja p*&%!
- Co jest? -pytam
- W piątek skończyło nam się OC...
Kocham święta
--
@}---"----- <= to jest róża :D