Dotarłem do chatki leżącej nieopodal miasta.
Trochę to trwało zanim dojechałem tym zdezelowanym gazikiem bo przez drogę raz po raz przebiegały mi stada olbrzymich stworzeń nieznanego mi gatunku nic nie robiących sobie z przepisów ruchu drogowego..
Dziwne ale mimo dość późnej pory wcale nie robiło się ciemno a rozglądając się nigdzie nie zauważyłem nawet jednej przydrożnej latarni tylko ziemia jakaś taka inna była....co gorsza dwukilowa mucha uderzyła w atrapę chłodnicy dość mocno ją uszkadzając po czym odleciała ociężale pobzykując z wyraźną pretensj i oglądając się za siebie.
Doprawdy dalsza jazda z cieknącą chłodnicą była dość kłopotliwa no i na domiar złego tuż za zakrętem w poprzek drogi leżał sobie pokaźnych rozmiarów podgrzybek kompletnie ją tarasując..
Ledwo udało mi się go ominąć co wzbudziło wyraźną dezaprobatę trzymetrowych,skrzydlatych ślimaków pasących się leniwie na kapeluszu..
Udało się .
Wjechałem na podwórko mojego przewodnika
-Ciężko tu się do pana dostać - zagadałem do postaci siedzącej na ławeczce przed domem - Jakieś zwierzaki ciągle przebiegają przez drogę a nieopodal wielki grzyb całkowicie ją zatarasował
-A to tylko sumy z pobliskiego jeziorka do rzeki Uz biegną..lubią se tak po okolicy pobiegać he he wesołe stworzonka...A jak to ugryźć potrafi panie..Wołodia jestem..- gościu wyciągnął w moją stronę ręce..
-Miło mi-odrzekłem-A jak tam tu z promieniowaniem? Chyba wysokie co?
-A to panie wszystko bajki..-odpowiedział Wołodia nadal trzymając wyciągnięte do mnie ręce a międzyczasie głaszcząc psa po kudłatej głowie- U nas wszystko normalnie...
Poczułem się troszkę nieswojo...Cholera. Spojrzałem na jego ręce....Trzy sztuki i wszystkie lewe....
-Tak do końca normalnie? - rzekłem ściskając jedną z dłoni
-Taaa tak do końca...Ludzie to we wszystkim wietrzą aferę - i pogładził pieska po drugiej głowie.....
Być może C.D.N....
--
Piłem w Spale..Spałem w Pile i to jak narazie tyle..