Czytając parę postów niżej wrzut Surowej_kiełbasy, przypomniała mi się taka oto sytuacja:
Pewnej nocy wracaliśmy z kolesiami, popijając sobie po drodze piwko, z imprezki na mieście. Gdy przechodziliśmy przez Plac Sprzymierzonych jeden z kumpli (zdrowo już narąbany) zapragnął nagle skonsumować swojego browarka siedząc na pomniku Piłsudskiego. Zamiar ten szybko wprowadził w czyn, wdrapując się chyżo na niego i siadając na nim okrakiem. Nie minęło 30 sekund gdy usłyszeliśmy dźwięk syreny policyjnej. Radiowóz zatrzymał się naprzeciwko nas, szybka powoli zjechała na dół i ujrzeliśmy łypiące na nas surowym wzrokiem twarze policjantów. Zanim stróże prawa zdążyli się odezwać, koleś zeskoczył z pomnika i trzymając ciągle w dłoni butelkę, przeciągłym tonem oznajmił:
-"Szanowni panowie! To nie jest tak jak myślicie. Otóż przechodząc obok pomnika zauważyłem na jego twarzy wstrętną anarchistyczną nalepkę, bezczelnie szkalującą dobre imię Marszałka. Odklejenie jej było więc panowie moim świętym, patriotycznym obowiązkiem!"
Wyznanie to wyraźnie zmiękczyło policjantów, którzy bez słowa zamknęli okno i pojechali dalej.
Pewnej nocy wracaliśmy z kolesiami, popijając sobie po drodze piwko, z imprezki na mieście. Gdy przechodziliśmy przez Plac Sprzymierzonych jeden z kumpli (zdrowo już narąbany) zapragnął nagle skonsumować swojego browarka siedząc na pomniku Piłsudskiego. Zamiar ten szybko wprowadził w czyn, wdrapując się chyżo na niego i siadając na nim okrakiem. Nie minęło 30 sekund gdy usłyszeliśmy dźwięk syreny policyjnej. Radiowóz zatrzymał się naprzeciwko nas, szybka powoli zjechała na dół i ujrzeliśmy łypiące na nas surowym wzrokiem twarze policjantów. Zanim stróże prawa zdążyli się odezwać, koleś zeskoczył z pomnika i trzymając ciągle w dłoni butelkę, przeciągłym tonem oznajmił:
-"Szanowni panowie! To nie jest tak jak myślicie. Otóż przechodząc obok pomnika zauważyłem na jego twarzy wstrętną anarchistyczną nalepkę, bezczelnie szkalującą dobre imię Marszałka. Odklejenie jej było więc panowie moim świętym, patriotycznym obowiązkiem!"
Wyznanie to wyraźnie zmiękczyło policjantów, którzy bez słowa zamknęli okno i pojechali dalej.
--
Carpe diem!