Opowieść wspólokatora...
Parę tygodni temu, koło godziny 16 w mieszkaniu rozległo się pukanie, ja zapatrzony w monitor krzycze "Właź ku^wa!". Drzwi się otwierają ale nikt nie wchodzi, pomyślałem więc, że sobie jaja robisz, no to krzyczę znowu "Co znowu odpi^dalasz... Właź!". Słyszę kroki, ktoś wszedł do pokoju, więc pytam "Piotrek, kupiłeś mi bułki?". Chwila ciszy.. "Eeee... Niee... Ja w innej sprawie obywatelu." Ciarki na plecach, podnoszę wzrok, a tam policja...
-Muzyka za głośno, była skarga od sąsiadów... Proszę ściszyć, tym razem tylko upomnienie...
Nic nie odpowiedziałem bo szczękę miałem na podłodze, półprzytomnie ściszyłem wieżę.
Dzielnicowy uśmiechnął sie ładnie, odwrócił, a zmierzając do wyjścia rzucił tylko "A Piotrek... A Piotrek to po cywilu".
I jeszcze jeden krótki
Rozmawiam z lubą.
Luba: Ale mam cholerny katar..
Ja: Znam taki lek... Sulfacośtam.
L: ??
Ja: Doskonale przeczyszcza...
L: Piotrek... Głuchy jesteś? Ja mam katar.
--
Ja będę psychologiem... Wyrywam gąbkę z siedzeń...