Nad leśną polaną powoli unosiła się poranna mgła gdy trzy postacie usadowiły się w ambonie obserwacyjnej.
Braciak będący leśnikiem i zarazem inicjatorem całej porannej ekspedycji przemówił wyciągając z plecaka pół litra i trzy blaszane kubki..
-Gdzieś za pół godziny ten jeleń powinien się pojawić..zawsze tak robi..
Przygotowaliśmy aparaty i zabraliśmy się za rozpijanie flaszki.
Czas wlókł się leniwie,słońce było już coraz wyżej,las zaczynał tętnić odgłosami a jelenia jak nie było tak nie było..
Mineła godzina i zaczynała nas już dopadać najzwyklejsza nuda..
-Berek..-powiedział szwagier rozgniatając muchę upierdliwie brzęczącą mu nad uchem..gdy nagle zarośla na skraju polany poruszyły się ...
-To on -szepnełem przesuwając się bliżej aparatu...
To jednak nie był on bo na środek polany z wesołym kwikiem wtarabaniła się gromadka warchlaków...
-Od białoruskiej strony musiały przyjść - powiedział szwagier znad lornetki
-Czemu ? - spytaliśmy
-Bo jeszcze więzienne pasiaki mają......
--
Piłem w Spale..Spałem w Pile i to jak narazie tyle..