Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Forum > Kawały Mięsne > Anegdoty
bulcyk22
bulcyk22 - Wiekowy Bojownik · rok temu

- Spotkaliśmy się z Andrzejem Wajdą w barze w Hotelu Europejskim - wspomina pisarz Janusz Głowacki. Wajda zaprosił tam młodziutką aktorkę Małgorzatę Braunek na coś w rodzaju castingu. Usiedliśmy przy barze, a Małgosia dostała zadanie: miała do nas podchodzić i odchodzić. Wajda w ten sposób chciał sprawdzić, czy ona ma na pewno wdzięk. I ona przechadzała się tak do nas i od nas parę razy. Andrzej był zachwycony. A kiedy Małgosia już sobie poszła, podeszła do nas prostytutka i zapytała: a ile tamta chciała, że się tak długo wahaliście?
.................

Scenograf Andrzej Haliński wspomina dekoratora wnętrz MARKA IWASZKIEWICZA: (…) Marek miał ksywę Dziadek i był prawdziwym enfant terrible polskiego filmu. Pamiętam spięcie z reżyserem serialu ,,Lalka’’ Ryszardem Berem:
- Marek! Co ty pleciesz! Tam nie ma żadnego hrabiego! Nie pamiętasz dokładnie scenariusza!
- Nie pamiętam dokładnie? Ja w ogóle go nie czytałem i w dodatku nigdy nie przeczytam! W szkole nikt mnie nie zmusił do czytania ,,Lalki’’ to i ty mnie zmusisz! To takie strasznie nudziarstwo!
- Ale przecież musisz wiedzieć…
- Ale po co? Andrzej mi powie, do jakiej klasy społecznej to mieszkanie należy i ile ma pokoi, a ja j to urządzę. Błagam cię, Ryszard, nie namawiaj mnie żebym to czytał!
Dziadek potrafił rozbroić podobnymi tekstami niejednego reżysera. Znanym aktorom potrafił ze złośliwym chichotem oświadczyć, że stara kanapa interesuje go bardziej, niż ich gra.
Razu pewnego wszedł znienacka do dekoracji mieszkania państwa Łęckich. Zdjęcia już się rozpoczęły i reżyser ustawiał właśnie Emila Karewicza w salonie na tle kominka. Dziadek przyglądał się przez chwilę tym próbom i kiedy już scena była przygotowana, jak nie ryknie:
- No i gdzie pan stoi, gamoniu!
Emil Karewicz aż podskoczył z wrażenia. Spojrzał zdezorientowany na reżysera, który dopiero co go w tym miejscu ustawił. Marek podszedł do niego. Kategorycznym gestem pociągnął za rękaw i przesunął o metr dalej. Speszony aktor, nie mając zielonego pojęcia, kim jest ten siwiejący pan z przekrzywioną muszką, wybąkał:
- Bardzo pana przepraszam, ale tu właśnie mnie ustawiono.
- Tutaj? Na tle kominka? Czy pan jest ślepy i nie widzi, że zasłania przepiękny zegar i kandelabry, po które jeździłem aż do muzeum w Kozłówce?!
Biedny obrońca antyków został w końcu, nie bez użycia siły, usunięty z hali. Jeszcze od drzwi dobiegały jego krzyki:
- Aktorów jest na pęczki, ale taki zegar tylko jeden w całej Polsce, wy dyletanci!
Następnego dnia podobnie niepostrzeżenie zakradł się w dekoracja. Próbowano właśnie scenę z Małgorzatą Braunek i Zofią Mrozowską. Wizyta ciotuni u ukochanej kuzynki, Izabeli Łęckiej, miała miejsce w jej saloniku. Dziadek przyglądał się przez moment ceremoniałowi picia kawy przez obydwie damy. Twarz coraz bardziej wykrzywiał mu pogardliwy grymas, aż w końcu nie wytrzymał i skoczył w kierunku Braunek.
- No i co tak siedzisz w tym fotelu? Zgarbiona jak paragraf! Dama się trzyma prosto, o tak, jak pani Zofia!
- Ależ ja…
- Co ja? Co ja? To nie bar mleczy, tylko arystokratyczny salon. I filiżanka do ust, a nie dziób do filiżanki.
Nie zdążył zmaltretować skonfundowanej aktorki, albowiem ponownie został wyproszony z hali.
...................

(…) Mieliśmy wielkie trudności ze zdobyciem mebli do gabinetu antenata (chodzi o serial ,,Lalka’’). Jedna z filii Muzeum Narodowego uparła się, że nie może wypożyczyć nam tych przedmiotów bez zgody ministerstwa kultury. Za duża odpowiedzialność. Na nic zdały się zakulisowe zabiegi Marka. Nie i nie. A z kolei przekorny staruszek uparł się, że tylko te będą właściwe. Pociągnął mnie ze sobą do ministra, aby tam na miejscu zabiegać o zezwolenie. Na dziedzińcu wysłuchałem krótkiej przemowy:
- Patrz, jak się toto panoszy w pałacach jak we własnej oborze!
Weszliśmy do sekretariatu, gdzie królowała koścista wyniosła dama, broniąca dostępu do władcy dóbr kultury narodowej.
- Słucham panów?
- Proszę zawiadomić ministra, że przyszedł Iwaszkiewicz w bardzo ważnej sprawie. Nie wątpię, że mnie przyjmie.
- Ależ oczywiście, proszę łaskawie spocząć.
Zameldowała przez telefon, że pan Iwaszkiewicz czeka i po minucie w progu gabinetu pojawił się promiennie uśmiechnięty minister we własnej osobie.
- Serdecznie witam mistrza! Co też do mnie pana sprowadza?
Urwał skonfundowany, widząc przed sobą mizerną postać w wytartym garniturku zamiast charakterystycznej zwalistej figury hołubionego przez partię i władzę ludową pisarza.
- Przepraszam, pan do mnie?
- Dzień dobry. Pan pozwoli, że się przedstawię. Jestem Marek Iwaszkiewicz, a towarzyszy mi mój kolega, scenograf filmu, Andrzej Haliński.
Miałem wyraźne przeczucie, że przeciągamy strunę. Niesforny Marek rozsiadł się przed wielkim mahoniowym biurkiem. Nie zapytawszy gospodarza o zgodę zapalił papierosa, rozejrzał się po gabinecie i skrzywił z obrzydzeniem.
Minister był już najwyraźniej zniecierpliwiony i wciąż nie umiał pogodzić się z faktem, że jakiś starszy pan podszedł go w tak dziecinny sposób.
- A więc czym mogę służyć?
- Proszę pana, biurokraci nie chcą nam wydać kompletu biedermeierów, a bez tego gabinet, który urządzam w naszym filmie, będzie wyglądał mniej więcej tak gustownie jak pański.
- Ale co ja mam z tym wspólnego?
- Jak to co? Niech pan każe tej sowie w sekretariacie wypisać zezwolenie.
Może wizyta nie zakończyłaby się aż tak tragicznie, gdy mój niespodziewany wybryk. Marek mówił, a ja cały czas wpatrywałem się w ścianę za plecami ministra. Wisiał tam zimowy pejzaż Placu Zamkowego, ale mocno przekrzywiony. Widocznie sprzątaczka wycierała kurze i tak już zostało. Mam idiotyczną manię wyrównywania obrazów nie tylko w domu i u znajomych, ale nachalnie czynię to wszędzie, gdzie jestem. Z późniejszej relacji Marka wiem, że wstałem nagle jak lunatyk, obszedłem potężne biurko i za plecami ministra starannie wypoziomowałem ten bohomaz. Miarka się przebrała. Dostojnik spurpurowiał na twarzy i wrzasnął wskazując drzwi:
- Won!
Z godnością opuściliśmy gabinet. Na dziedzińcu Marek zatrzymał się, poparzył z pogardą za siebie i rzekł:
- Wiesz, przyjacielu, dlaczego oni tak wrzeszczą? To przecież byle parobki. Dawniej musieli na polu przekrzykiwać wiatr, i tak im zostało. Idziemy do Europejskiego na koniak.

Andrzej Haliński, ,,10000 dni filmowej podróży, wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa 2002, s. 89-90.

anegdoty o sławnych Polakach (fb)
anegdoty teatralne, filmowe i muzyczne (fb)

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
mayac - Superbojownik · rok temu
dla mnie bomba, dziękuję!

--
Duduś będziesz dyndał!

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
pietrzj - Superbojownik · rok temu
@bulcyk22 Ad 1. Albo anegdotka wyssana z palca, albo dziwka na występach gościnnych. Niemożliwym jest, aby warszawska dziwka nie znała tych panów

Trendas
Trendas - Superbojownik · rok temu
@pietrzj panów znała, nie znała tej co kręciła się wokół, jakby nie znała to by nie miała śmiałości zapytać

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
yoghurt - Superbojownik · rok temu
@pietrzj
ich może i znała, p. Braunek już niekoniecznie...

--
zagineła w akcji
Forum > Kawały Mięsne > Anegdoty
Aby pisać na forum zaloguj się lub zarejestruj