Napad
Była noc. Staliśmy ukryci za rogiem budynku. Ojciec miał na twarzy czarną skarpetkę, w której wycięte były otwory na oczy.
- Widzę, że ktoś już nas uprzedził - szepnął. Istotnie, między kubłami na śmieci buszowało dwóch podejrzanych osobników.
- I co teraz? - zapytałem. Tato położył mi dłoń na ramieniu.
- Spokojnie - powiedział. - Poczekamy, aż wszystko wybiorą i spakują.
Osobnicy krzątali się gorliwie. Prostowali wymięte rogi gazet, formowali płachty kartonu i wszystko razem układali w kształtne pliki. Później zaczęli się jakby zbierać do odejścia.
Szarpnąłem tatkę za rękaw.
- Teraz? - spytałem.
- Jeszcze chwilę - odrzekł. - Niech wpierw dobrze zwiążą sznurkiem.
Osobnicy pomagali sobie wzajemnie. Potem odeszli na bok, żeby zapalić papierosa.
- Tak - syknął ojciec. - Teraz!
Bezszelestnie zbliżyliśmy się do śmietnika, porwaliśmy przygotowane paczki i rzuciliśmy się do ucieczki. Za nami rozległy się dramatyczne głosy.
- Złodzieje! - wołał jeden.
- Łapać złodziei! - wtórował mu drugi.
Wybiegliśmy na ulicę, gdzie czekała na nas taksówka. Dzięki zaskoczeniu mieliśmy sporą przewagę i nasi prześladowcy szybko dali nam spokój.
Po kwadransie byliśmy w domu. Ułożyliśmy paczki na stole. Prezentowały się okazale.
- Teraz nikt z klasy nie będzie miał więcej makulatury od ciebie - stwierdził ojciec.
Jacek Sawaszkiewicz