Argument
Spędzając wczasy u cioci Lutki dowiedzieliśmy się, że jeden z referentów miejscowego GRN-u stawia różne przeszkody mieszkańcom w urządzeniu biblioteki. Razem z ojcem poszliśmy do pana referenta. Poznaliśmy go na korytarzu Gromadzkiej Rady Narodowej, kiedy podpisywał listę obecności. Tato zagrodził mu drogę.
- Co z tą biblioteką? - spytał.
Pan referent uśmiechnął się z zadowoleniem.
- Wszystko w porządku - oświadczył. - Kazałem zamknąć. Zdenerwowaliśmy się.
- Dlaczego? - ciągnął ojciec.
- Nie ma się po co podniecać - odparł pan referent z jeszcze większym zadowoleniem. - Mam za sobą argumenty nie do obalenia. Po pierwsze: cieknący dach.
- Młodzież chce ten dach naprawić w czynie społecznym - powiedział ojciec.
- Ciekawe, kto im da materiały budowlane? - zainteresował się pan.
- Wykorzystają resztki starej obory, którą rozebrano w tamtym roku - wtrąciłem.
Panu referentowi minęło zadowolenie.
- Załóżmy, że naprawią - rzekł. - A skąd wezmą kierowniczkę biblioteki?
- Jedna z nauczycielek zgodziła się prowadzić bibliotekę na pół etatu - oznajmił tato.
Pan spojrzał na nas bez sympatii. Potem ścisnął aktówkę pod pachą i łypnął w kierunku drzwi wyjściowych.
- Kierowniczka to nie wszystko - powiedział. - Taką bibliotekę trzeba także sprzątać.
- Sprzątać może nasza krewna - rzekł ojciec. - Nawet bezinteresownie.
Pan referent pokraśniał na buzi. Przez chwilę dumał nad kolejnym argumentem.
- Nasza krewna może również opalać tę bibliotekę - dodałem, żeby go uprzedzić.
Tato potwierdził.
- No więc dlaczego nie chce się pan zgodzić na otwarcie biblioteki? - zapytał.
Pan referent pokraśniał jeszcze bardziej.
- Bo nie! - wrzasnął, po czym wycofał się do swojego gabinetu. Rozłożyliśmy ręce.
- Trzeba tak było od razu - powiedział ojciec. Wyszliśmy na dwór pełni uznania dla przebiegłości pana referenta. Rozstrzygający argument zachował na sam koniec rozmowy.
Jacek Sawaszkiewicz