PIOTR FRONCZEWSKI:
(...) KAZIMIERZ DEJMEK miał dość specyficzny styl rozmawiania z ludźmi. Jeśli ktoś go nie znał, mógł się przestraszyć. A nawet jak się go już znało, bywało czasem ostro. Dziś ktoś taki jak Dejmek musiałby wykupić abonament parkingowy pod sądem pracy, bo by stamtąd nie wychodził, stale pozwany za mobbing, chociaż był to w gruncie rzeczy kochany i wrażliwy człowiek. Tyle, że styl miał, jaki miał. I nie znosił partaniny. Jak aktor, z którego pracy nie był zadowolony, pytał go, jak ma grać, zwykle odpowiadał ze złością: ''Graj pan tak, jak w szkole pana nauczyli, ja się na tym nie znam''. Jeśli po udanym spektaklu aktorzy pytali go, jak było, odpowiadał coś w stylu ''Ja was, panowie, pierdolę'' i wszyscy wiedzieli, że jest zadowolony. Za to jeśli po przedstawieniu zaczynał się zachowywać jak dystyngowany profesor, że coś mu się nie podobało. Taki był.
Holoubka kiedyś nawet kopnął w tyłek. Dosłownie. Było to chyba na premierze słynnych ''Dziadów''. Pierwszy akt skończył się Wielką Improwizacją. Holoubek powiedział swoje, kurtyna opadła i poszedł do garderoby. Coś mu pod stolik upadło, więc schylił się, a tu nagle jak nie poczuje potężnego kopniaka w cztery litery! Omal się nie przewrócił. Odwraca się nawet bardziej wściekły niż przestraszony, a tam stoi Dejmek i mówi mu: ''Tak dalej, kurwa, trzymać!'. Po czym odwrócił się na pięcie i wyszedł. A Holoubek resztę spektaklu grał z obolałym tyłkiem.
Dejmek klął strasznie, ale w tym jego zachwaszczonym języku nie było wulgarności ani tym bardziej chęci obrażenia kogokolwiek. On robił to z niewiarygodnym wprost wdziękiem. Chociaż dla niewtajemniczonych mogło to wyglądać różnie. Zagadnął kiedyś niezadowolony z czegoś na próbie Kazimierza Wichniarza: ''Panie Wichniarz!''. ''Tak jest, panie dyrektorze?'' ''Jaką pan ma u mnie gażę?'' ''Dwa i pół tysiąca, panie dyrektorze''. ''No tak, panie Wichniarz. Dwa i pół tysiąca jak psu w dupę!''.
Anegdoty teatralne, filmowe i muzyczne