Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Forum > Kawały Mięsne > [Detektyw] Czapka z daszkiem (część II)
Cieciu
Cieciu - Bułgarski Łącznik · 4 lat temu


Dawno temu było tak
A teraz dalej


Na szczęście nie musiałem fatygować się aż za naszą piękną, wschodnią granicę. Nadia bez problemów przystała na propozycję spotkania. Za dwa dni miała być w Polsce żeby pozałatwiać jakieś niezałatwione sprawy. Jakie? Nie mój problem, nie pytałem. Miałem tylko nadzieję, że przez te dwa dni nie zbierze się nad Mońkami burza w postaci wkurwionych posłańców, wydelegowanych przez biznesmenów spod Konina. Jakkolwiek głupio by to nie brzmiało. Do czasu spotkania chciałem trzymać Czapkę z Daszkiem z dala od ludzi i od kłopotów. Plan dobry, ale tylko jedno z nas było jego orędownikiem.
- Kapelusz, już bez przesady. Co może się stać w takim miejscu jak Mońki? Ostrożny jesteś jak panienka z dobrego domu przed pierwszym bzykaniem.

Tak właśnie zareagowała na moje troski i zmartwienia o jej zdrowie. Czy nawet życie.
- Czapka, mówiąc wprost, może się stać całe w chuj rzeczy, o których nawet w najśmielszych marzeniach byś nie pomyślała. Bandyci lubią to miejsce.
- Nie ma takich zbirów, z którymi sobie nie poradzimy, prawda?
- Tia – westchnąłem – prawda, i właśnie dlatego tłukłaś się do mnie ledwie żywa przez pół kraju.
- Otóż to. Więc nie pierdol, tylko połataj, a potem zabierz starą koleżankę na spacer.
Czyli bez dyskusji. No dobrze. Siłą jej tu przecież nie zatrzymam. Ale moment.
- Zaraz, jakie połataj? – Zapytałem szczerze zdumiony.
- Normalnie, bierzesz igłę, dobrą nić, raz dwa zszywasz ranę, przepijamy i gotowe. Jakiś problem?
Ogromny, kurwa, problem. Nigdy nie bawiłem się w chirurga.
- Jak by to ująć…
- Nigdy nie bawiłeś się w chirurga, zgadłam?
Przenikliwość dziesięć na dziesięć.
- Wiesz, ostatni raz szyłem coś w podstawówce na zajęciach technicznych. A było to kupę, nawet wielką kupę, lat temu. – Miałem poważne wątpliwości co do tego przedsięwzięcia. Fakt, ręce akurat mi nie drżały, jakieś znieczulenie i dla pacjenta i dla mnie by się znalazło, ale powiedzmy sobie wprost. Pomysł był do dupy. Umiem sprawić by ludzie potrzebowali lekarza, natomiast zastąpienie łapiducha? Inna liga.
- Nie marudź, tylko bierz się do roboty. W moich manelach znajdziesz mały zestaw do szycia.
Pogrzebałem w jej niewielkim plecaku. Pistolet, pudełko z nabojami, szminka, jest i zestaw do szycia. Posłałem jej zdzwione spojrzenie.
- No co? W wolnych chwilach ceruję. No już, szkoda czasu.
No dobra. Zacznijmy procedurę. Na jednej nodze skoczyłem na dół do baru i zgarnąłem flaszkę wódki. Barman spojrzał rozbawiony na zegarek. Rzeczywiście, było dosyć wcześnie jak na gorzałę.
- Do celów medycznych, kolego.
- Jasne, panie Kapelusz, ja przecież nic nie mówię.
- Ale gęba ci się cieszy jak komu głupiemu na widok kostki masła.
- Obiecuję spoważnieć, by dbać o dobre samopoczucie naszych klientów, panie Kapelusz.
Gnojek. Ale swój i poczciwy. Nie miałem do niego pretensji.
- Dobra, już nie cwaniakuj. Jest sprawa. W bardzo nieodległej przyszłości możesz usłyszeć kobiecy krzyk dochodzący z mojego pokoju. Ignorujesz go, prawda?
- Ho, ho, takie historie? A jak w szpitalu usłyszą? Na mieście powiadają, że siostra Marylcia ma dobry słuch. – Szczerzył zęby w bezczelnym uśmiechu.
Nie no, wytrzaskam go zaraz po gębie. Musiałem mieć zabójcze spojrzenie, bo chłystek szybko spokorniał.
- Panie Kapelusz, żart oczywiście, pan wie, że ja to pierwszorzędna dyskrecja i firma bez skaz na życiorysie.
- Od razu lepiej. – Przyznaję, łatwo mnie podszedł. Ale w gruncie rzeczy nie miałem obaw. Bo jak to? Takie czasy, że z hotelowego pokoju nie mogą dochodzić okrzyki? Bez jaj.
Wróciłem na górę.
- Gotowa? – zapytałem rozlewając wódkę.
- Gotowa. Tylko weź tę igłę najpierw jakoś zdezynfekuj, czy cokolwiek.
- Zaraz – odpowiedziałem – najpierw robię za anestezjologa, potem za pomoc chirurgiczną, a na końcu za szewca. Zdrowie. I odwagi – dodałem i uniosłem kieliszek.
- Ja tam się nie boję. Na pohybel.
Wypiliśmy jeszcze za pomyślność dla personelu pomocniczego i pewną dłoń chirurga. Teraz już nie miałem najmniejszych wątpliwości, że plan zszycia rany jest doskonały, a ja przecież tylko dziwnym zrządzeniem losu nie wybrałem się na studia medyczne. Bo wiedzę i umiejętności przecież posiadam.
- To jedziemy – powiedziałem – ściegiem falbankowym.
- Kapelusz, czy ty masz pojęcie, czym jest ścieg falbankowy?
- Najmniejszego, więc nie ryzykuję, że wyjdzie źle, prawda?
- Kurwa, szyj na okrętkę i nie pierdol.
Przestałem więc pierdolić i zacząłem szyć na okrętkę. Igła wchodziła dosyć łatwo, nie wiem, być może wypity alkohol sprawiał, że nie czułem oporu. Czapka dzielnie znosiła moje popisy. Syczała z bólu tylko od czasu do czasu, więc uważałem, że sprawiam się nawet lepiej niż dobrze. Z raną wlotową poradziłem sobie w trymiga. Tak mi się przynajmniej wydawało, bo w istocie minęła prawie godzina.
- Te, pan chirurg. Przerwa na wzmocnienie organizmu.
- Zaraz, jeszcze tylko supełek przytnę, bo niezbyt estetycznie zawiązałem końcówkę szwu.

Byłem naprawdę dumny ze swojej roboty. Kurde, niecodziennie człowiek odkrywa w sobie talenty krawieckie. Zajęliśmy się wzmacnianiem naszych układów odpornościowych. Odpowiedzialnych za stres, rzecz jasna. Jeszcze papieros i druga rana.
Najważniejsze, to podtrzymywać z pacjentem niezobowiązującą konwersację. To ułatwia pracę. Nie wiem czy jakikolwiek podręcznik medyczny tak mówi, ale uważałem, że to doskonałe rozwiązanie.
- Czapka, a powiedz ty mi, co właściwie chcesz zrobić z całą tą twoją paskudną sytuacją? Ok, na kilka dni cię zamelinujemy, powiedzmy, że źli ludzie się stąd zabiorą. O ile w ogóle tu przyjadą. Co dalej?
- Będę musiała dokończyć robotę.
- Czyli?
- Jak to „czyli?”, co za „czyli?”, sprawa już jest osobista. Nie nasyła się na mnie kilerów, rozsądnie myślący człowiek powinien to wiedzieć.
- Planujesz walki partyzanckie na terenie województwa łódzkiego?
- Konin leży w Wielkopolsce, ignorancie.
- Bez znaczenia w tej chwili – wtrąciłem.
- Wszystko jedno, przecież nie pojadę pod siedzibę tego biznesmena z panzerfaustem pod pachą i nie wygarnę mu w okno. Już ja coś wymyślę, ale gość będzie cierpiał. Dużo bardziej niż uczucia estetyczne pierwszego lekarza, który zobaczy coś ty tu za szycie odwalił.
- Przecież się trzyma.
- Żartuję, świetnie sobie radzisz.
Jestem pewien, że w dużej mierze przemawiała wtedy wódka, a nie Czapka.
- A więc prywatna zemsta?
- Wiesz, to naprawdę paskudny człowiek. Świat nie będzie żałował tej straty.
- Załatwisz go?
Wzruszyła ramieniem. Tym zdrowym.
- Zlecił porwanie dzieciaka, próbował wysłać mnie na łono Abrahama, po cholerę taka gnida ma wdychać nasze czyste powietrze? – Puściła oko, a ja się uśmiechnąłem pod nosem. Cóż, każdy z nas ma inne metody pracy, a przecież ja też do świętoszków nie należę.
- Jakbyś potrzebowała wsparcia, daj znać.
- Wiem, dzięki. I tak już robisz sporo. Pewno pokrzyżowałam ci plany tą wizytą. Łatasz mnie w tej norze zamiast spędzać przyjemnie czas z jakąś panieneczką. Ej, co jest?
Chyba wbiłem igłę nieco zbyt głęboko. Błąd w sztuce.
- Wybacz.
- Drażliwy temat?
- Nie będę ci się tu zwierzał, to nie konfesjonał – powiedziałem stanowczo. Może odrobinę zbyt stanowczo. Nie miała przecież złych intencji.
- Luz, ale jak masz pan problem, panie Kapelusz, z płcią piękną, to służę poradą.
- Moja sprawa, bez zaproszenia w życie prywatne się nie mieszamy.
- A coś ty taki poważny się nagle zrobił? Ale okay, jak tam chcesz.
Tak właśnie chciałem. Marylcia miała zostać poza tą sprawą. Chociaż w Mońkach konspiracja jest raczej niemożliwa.
- No to skończone. Krawiectwo prima sort. Doświadczony fachman by się nie powstydził.
Spojrzała w niewielkie lusterko, które miałem od niedawna w pokoju. Z zadowoleniem pokiwała głową.
- Klasa, szacuneczek. Mam u ciebie dług.
- Nie ma o czym mówić.
- To może na miasto? Jest tu gdzie wypić?
Cała Czapka, wczoraj prawie mi tu zeszła, dzisiaj już chce iść w tango.
- Myślę, że powinnaś posiedzieć tu, w zajeździe do czasu, aż załatwimy sprawę przerzucenia cię gdzieś dalej. – Raz jeszcze chciałem przemówić jej do rozsądku.
- A ja myślę, że pieprzysz głupoty. Nie ma mowy żebym tu kwitła przez dwa dni, czy kiedy ty się z tą Tanią…
- Nadią.
- …Nadią umówiłeś. Więc powtórzę, jest tu gdzie uderzyć kilka głębszych, dopić piwem i terapeutycznie trzasnąć komuś w ryj?
- Kurwa, ledwie ci rękę połatałem.
- A drugą mam sprawną, tulipana utrzymam.
- Jest tu jedna karczma, niedaleko.
- No to szykuj się i w drogę.
Co miałem zrobić? Nie jestem jej aniołem stróżem. Ani tym bardziej ojcem, żeby prawić jakieś większe morały. I tak nie miało to sensu.

Ruszyliśmy do karczmy. Tam zgiełk jak co wieczór. Choć gdy tylko przestąpiliśmy próg szynku, rozmowy jakby ucichły. Nie spodziewali się mnie w towarzystwie kobiety. No, konkretnie to nie spodziewali się mnie w towarzystwie innej kobiety niż się spodziewali.
- Czego tak się gapicie, łajzy, koleżankę przyprowadziłem, więc kulturalnie się zachowywać.
Odpowiedziała mi salwa śmiechu. Kultura w monieckim barze, dobry żart. Stanęliśmy z Czapką przy szynkwasie. Barman Stary Kufel zjawił się momentalnie.
- Nu, co pani szanownej podać? Bo ze alkoholi mamy wódkę i piwo. Więc wybór jak widać jest. – Kufel był wyraźnie zadowolony ze swojej przemowy. Gębę wykrzywiał w czymś, co przy dobrych chęciach można by nazwać szczerym uśmiechem.
- A ja mógłbym pani uprzejmi zaproponować wino butelkowane.
Oczywiście Tyczka, któżby inny. Swoim zwyczajem musiał się zjawić i wtrącić swoje trzy grosze.
- Poznaj Tyczkę – zaprezentowałem kolegę. – To tutejszy specjalista od spraw mechaniki samochodowej, drobnych bójek i poważniejszych awantur.
- Nu, już Kapelusz ni przesadzaj – udawał skromność – żaden ze mni specjalista. Tyczka. – Skłonił się prawie szarmancko. Prawie, po lekko się przy tym zachwiał.
- Czapka z Daszkiem. Miło poznać. Ale za wino to jednak podziękuję. Może innym razem. Panie barman, pan poleje kolejeczkę dla mnie, Kapelusza i specjalisty Tyczki.
- Ma si rozumić.
Trzy kieliszki stanęły w prawie równym rzędzie. W gardło raz. Poprawka, w gardło dwa i można się było zająć poważniejszym piciem. Na monieckie morze wypłynęły U-Booty.
- Kapelusz – dyskretnie chrząknął Tyczka. – Ta sprawa z nocy załatwiona jak ta lala.
- Jaka sprawa? – Zainteresowała się Czapka.
- Twojego środka transportu. Ten oto gentleman zaadaptował twoją Imprezę na własne potrzeby. Nie masz chyba żalu o furkę?
- Skąd, dzięki, Tyczka. Auto jest oczywiście twoje. Niech ci służy dobrze. - Dodała tylko dla formalności.
- Nu, posłuży, a pewni. Tylko już nie mni, bo pojazd musiał zmienić powiat.
- A to czemu? – Zaniepokoiłem się lekko.
- A nu bo tam pluskiew była, taki nadajnik ślidzący.
- O kurwa. Niedobrze.
- Ni tak znowu nidobrze. Pani ma tam we aucie taki komputer, który pokazuje przejechaną trasę. Sprawdziłem co i jak. Z nigo wynika, że w Mońkach stała pani nidługo. Pierwsza rzecz jaką zrobiłem przy tej bryczce to sprawdziłem czy pluskiew nie siedzi. Nu i była. Ale spokojna głowa. A wygląda to tak. Pani…
- Mów mi po prostu Czapka.
- Jasne, przyjechałaś, Czapka, do Moniek. Tu si zatrzymałaś na krótki postój w lesi i po jakimś czasi pojechałaś dalij. Znaczy to ja pojechałem. Ali to nieistotne. Nu, pojechałem dalij, ale głupi ni jestem. Więc jakieś pięćdziesiąt kilometrów stąd zatrzymałem się co by przebadać samochód. Mam taką miejscówkę w lesi, nieważne. Nu i tam tę pluskiew znalazłem. Nu to niwiele myśląc, ruszyłem dalij w drogę, żeby wyglądało, że fura jedzi gdzieś w cholerę na północ.
- Tyczka, zaczynasz się plątać, do celu, przyjacielu, zmierzaj do celu.
- Nu, już zmierzam, ni przerywaj, Kapelusz. Ni wyłączałem tej pluskwy, bo to by było podejrzane.
- Widzisz, Czapka? Pod moim okiem ten cwaniaczek zrobił się na prawdziwego szpiega. – Rzuciłem z udawaną dumą.
- Imponujące.
- Dziękuję, nu, więc teraz samochód jest daleko stąd, i jutro na lawecie poleci sobi na Litwę. Tak to obmyśliłem.
- Nie no, zadziwiasz mnie. Barman, polej no jeszcze kolejkę temu geniuszowi zbrodni.
Wódka poszła w gardła.
Właściwie Tyczka miał rację. Bardzo źle to nie wyglądało. Wiedzieli, że dostała postrzał, więc postój na odpoczynek był całkiem naturalny. Kluczenie po drogach Podlasia właściwie też. Co więc mogło pójść nie tak? Wydawało się, że jesteśmy w miarę bezpieczni.
Wydawało się…


& :szufla

--
"A poza tym sądzę, że należy ***** ***" Kato Starszy Folklor, legendy i historia Bułgarii. Po mojemu.

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
corwin - Superbojownik · 4 lat temu

Ach, Detektyw, nareszcie
A w końcu wydałeś na papierze?
No i kiedy następny odcinek?

--
Niektórzy miłośnicy najlepszego narodu na świecie zupełnie przypadkiem są pzprowskimi synalkami, którzy się na Polsce w latach 90 uwłaszczyli - co sami przyznali.

bulcyk22
bulcyk22 - Wiekowy Bojownik · 4 lat temu

Peppone
Peppone - Nowy Ruski · 4 lat temu
No. Ile można czekać?

Fajnie, że znalazłeś natchnienie. 3.V się!


--
Pracuj u podstaw. Zaminuj fundamenty systemu. Wszelkie prawa do treści wrzutów zastrzeżone
Nie namawiam do łamania prawa. Namawiam do zmiany konstytucji tak, aby pewne czyny stały się legalne.
No shitlings, no cry! Postaw mi kawę na buycoffee.to - teraz można również przez Paypala i Google Pay

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
Gibss - Superbojownik · 4 lat temu
cisnij dalej, bo od jakiegos czasu wyglada na to , ze bardziej budujesz napiecie samym oczekiwaniem na kolejny odcinek, niz akcja

pies_kaflowy
pies_kaflowy - Bęcwał Dnia · 4 lat temu
I do roboty, Panie Zielonka!

--

Cieciu
Cieciu - Bułgarski Łącznik · 4 lat temu
:corwin, rozesłałem po wydawnictwach, ale jak się spodziewałem, bez odzewu
, ano pewne zakręty już się wyprostowały, więc głowa spokojniejsza i można zająć się czymś przyjemniejszym

--
"A poza tym sądzę, że należy ***** ***" Kato Starszy Folklor, legendy i historia Bułgarii. Po mojemu.

Gust
Gust - Superbojownik · 4 lat temu
Wincyj! Wincyj!
Forum > Kawały Mięsne > [Detektyw] Czapka z daszkiem (część II)
Aby pisać na forum zaloguj się lub zarejestruj