Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Forum > Kawały Mięsne > [Detektyw] Pałac Chrobrego (część III)
Cieciu
Cieciu - Bułgarski Łącznik · 6 lat temu



W poprzednim odcinku

Musiałem przyznać, że Chrobrenkrantz przygotował sobotnią imprezę z prawdziwym wykopem. Już przed wejściem do kasyna stał szpaler hostess poprzebieranych w stroje z epoki Piastów. Po lewej stronie serwowano powitalną wódeczkę, z prawej strony można było zaopatrzyć się w zagrychę. Na tacach ogórki, śledzie no i naturalnie chleb z solą. Prawdziwie staropolskie powitanie. Nic dziwnego, że zjawił się tłum ludzi. Z delikatnych szacunków wychodziło mi, że przylazło tak z pół powiatu. A jeśli spojrzeć pod kątem płci, w Mońkach i po wioskach zostali tylko ci mężczyźni, którzy nie byli w stanie ruszyć tego dnia tyłka.
Kolejne delegacje meldowały się na miejscu. Czechowizna, Kalinówka Kościelna, Konopczyn, Dziękonie, Knyszyn… O tak, z Knyszyna też zawitała silna grupa pod wezwaniem. Drabów, z którymi miałem już dosyć długi zatarg jeszcze nie zlokalizowałem, ale przypuszczałem, że to tylko kwestia czasu. Prawdę mówiąc, i tak spodziewałem się potężnej awantury, więc czy dojdą do tego osobiste porachunki, czy też nie, nie miało wielkiego znaczenia. Nawet żul Mirabel się przywlókł i tak jakoś lepiej wyglądał. Pomyślałem, że kulturalnie będzie się przywitać.
- Dobry, panie Mirabel.
- Fajkę da?
No tak, pewne rzeczy nie ulegają zmianie, nawet jak człowiek się nieco ogarnie. Poczęstowałem go papierosem.
- Coś się pan wystroiłeś na dzisiaj, postanowiłeś zażyć odrobiny hazardu?
- Nu, tam kurwa gdzi, na bijatyki czeecham – czknął potężnie uwalniając z organizmu chmurę toksycznych oparów alkoholowych. – Jak si pobiją, to potem dużo drobnych można nazbirać. Ja sobie uskładał piniądz na wejści, ale to si na pewno zwróci. O, wódeczka!
W Mirabela wstąpiła niewidziana przeze mnie dotąd energia. Podszedł do hostessy i poczęstował się kieliszkiem. I następnym, i kolejnym. Odpuścił dopiero po wyczyszczeniu tacy. Panienka zrobiła przepraszającą minę, a żul oddalił się w sobie znanym kierunku złorzecząc pod nosem na kończące się zapasy bogactw naturalnych. Czyli darmowej wódki, żeby była jasność. Lubiłem tego miglanca. Obywatel świata pełną gębą.

Stałem grzecznie w kolejce gdy podszedł do mnie jakiś knypek w garniturze.
- Pana szanownego poproszę do bocznego wejścia – zagaił.
Nie oponowałem. Zaprowadził mnie w miejsce, gdzie przed połami namiotu rozłożono czerwony dywan. Trochę tandeta, ale mi się spodobało. Nad wejściem złotymi literami wyszyto napis VIP ONLY. Nieźle. Oczywiście i tutaj witano tradycyjnie, z czego z całą skwapliwością skorzystałem. Bo i kto odmówiłby fantastycznie zmrożonego nektaru. Knypek wprowadził mnie do środka i skierował w stronę wyraźnie większego namiotu, usytuowanego na samym końcu kasyna. No tak, szefostwo się bawi bez plebsu. Znów powiało kiczem. Namiot specjalny, o którym wspominał Chrobrenkrantz miał swoją własną nazwę. Chamber of Gold, proszę państwa. Powoli zaczynało się robić za dużo tego blichtru. W końcu byliśmy przecież w Mońkach, a nie w jakimś pieprzonym Vegas.
- Pan Morris prosi – skłonił się knypek w wskazał wejście.
- Powiedz panu Morrisowi, że jak przyjdzie pora, to się zjawię. – Nie będzie mi tu nikt narzucał sposobu spędzenia wieczoru. Najpierw chciałem się troszkę rozejrzeć i zobaczyć jak się bawią tubylcy.
Konus spojrzał z lekkim niedowierzaniem, ale ukłonił się tylko i gdzieś oddalił. Skierowałem się do baru po coś głębszego.

To był dobry wybór. Serwowane napoje nie były drogie, towarzystwo swojskie, a dym papierosowy gęsty jak należy.
- Whisky, wódkę i piwo do popicia, maleńka. – Zamówiłem podwieczorek i rozejrzałem się po sali. Z kąta dostrzegło mnie kilka zakazanych mord i pomachało przyjaźnie kuflami. Kumple z monieckiego szynku, oczywiście. Wziąłem swoje drinki i przedzierając się przez wesołkowaty tłum poszedłem do kamratów.
- No jak tam, panowie? Portfele chudną czy tyją?
- A, tfu, panie Detektyw. Na razi szkoda gadać. – Piekarz Koszyk tego wieczoru najwyraźniej nie był zwycięzcą.
- A dużo utopiliście, panie Koszyk?
- Nu, tak trzy stówki do teraz, ali jeszcze się odkuję! – Zadeklarował piekarz i pomachał pięścią w powietrzu, grożąc bożkom fortuny.
- Sporo, a małżonka marudzić nie będzie?
- A co tam z nią, siedzi we domu i tylko dziamga gębą. A jak wygram, a wygram – godna pochwały pewność siebie, pomyślałem – to już zrzędzenia ni będzi. Tylko zaczni si „a to może kieckę byś Robuś mi kupił, a to laczki nowe.” Wisz pan, jak piniądz jest, to i radość we domu.
- I tak co roku, panie Koszyk? Najpierw kasa w plecy, potem się pan odkuwasz i wszyscy szczęśliwi?
- Nu, wygrać porządni, to jeszcze ni wygrałem. Ale też i dużo ni przegrywam.
- To ile?
- Nu, pewno przegram tysiąc, ali wygram osimset. To chyba dobrze?
Eh, wstrętne szpony hazardu. Biedaku ty mój.
- I pan interes prowadzisz, panie piekarz? Jak pan przerżniesz tysiaka, a wygrasz osiemset, to i tak pan jesteś dwie stówy w dupie, prawda?
- Ja tam głowy do liczenia ni mam, przy zeszytach to żona robi. Ali lubię wygrać.
Kto nie lubi? Logika godna każdego kasyna na świecie, nieważne czy w wielkim mieście, czy w zapadłej dziurze.
- I ja też. – Temu oświadczeniu towarzyszyło drgnięcie stołu i brzęk przewracanego szkła. To murarz Pchła walnął pięścią w blat i zrobił zaciętą minę.
- Co pan też, panie Pchła?
- Ja też wygram, ali jeszcze ni wim ile. Na razie piję, więc ni gram. Ali jak zagram, to wygram. – Murarz Pchła znany był z tego, że nie pozostawiał żadnych niedopowiedzeń. Wszystko musiało być wyjaśniane od początku do końca.
- I w co pan będziesz grał?
- A w oko, to umim dobrze. Już z kolegami we szkole powszechnej gralim, to pamiętam.
- Z pewnością dużo pan wygrasz. Jak było w latach poprzednich? – Można powiedzieć, że prowadziłem już śledztwo. Śledztwo przetykane kolejkami podłej whisky, utopione w papierosach i wygazowanym piwie. Takie jak trzeba.
- A czort tam wi, panie Detektyw. Ja mam niedobrą pamięć, dlatego dużo zawsze mówię, żeby pamiętać to, co mówię.
Trochę się zakręciłem, ale chyba jakaś logika w tym była. Nie wiem, nie jestem lekarzem od pamięci.
- To znajdź mnie pan jutro wieczorem i powiedz jak wygląda stan posiadania.
- E, znaczy co?
- Ile masz pinindzy, barani jeden – któryś z kompanów wytłumaczył koledze termin.
Murarz zgodził się i obiecał, że wszystko dokładnie policzy. Na tyle, na ile będzie potrafił. Dobre i to.
Dopiłem podwieczorek i pożegnałem towarzystwo. Jeszcze kolejeczka przy barze i byłem gotów ruszać w teren. W przejściach pomiędzy namiotami panował spory ścisk i hałas. Tłumy przewalały się w każdą z możliwych stron, słychać było bluzgi, lamenty, wykrzykiwane imiona i wesołe śmiechy. Zabawa pełną gębą. Ponad ten wesoły rwetes wzniósł się pełen determinacji okrzyk.
- NI PODCHODZĄ, BO UBIJĘ JAK PSY!

Coś się święci, wydedukowałem. Chyba trzeba interweniować. Odgłos niósł się od strony jednorękich bandytów. Tfu, Lechitów miałem na myśli. Pełen niepokoju zajrzałem do namiotu. Przy jednej z maszyn stał znany mi jegomość, Kciuk Eugeniusz, zwany Gieniem. Warczał, aż mu oczy na wierzch wyszły i ślina spływała z kącików ust. Machał przy tym krzesłem i odganiał każdego, kto próbował się do niego zbliżyć.
- Co jest grane? – Zapytałem kogoś z tłumu, który najwyraźniej czerpał niezłą rozgrywkę z tego przedstawienia.
- Gieniu Kciuk przerżnął dziesińć razy i się trochu wkurwił. Te lebiegi ze obsługi chcą go uspokoić, ali idzi im to zabawni.
Faktycznie, wyglądało to trochę śmiesznie. Oto czterech pajaców przebranych za piastowskich wojów próbuje zbliżyć się do wymachującego krzesłem, jak jakąś maczugą, Gienia. Postanowiłem się wtrącić. Utorowałem sobie łokciami przejście i podszedłem to tego, który zdawał się prowadzić akcję uspokajania Kciuka.
- Panie, co się dzieje?
- A pan coś za jeden?
- Pomocna dłoń, chyba się przyda?
Facet spojrzał na mnie nieufnie.
- Panuję nad sytuacją.
W tym momencie Gieniu przycelował jednego z wojów w cymbał. Dwa zęby poszybowały w widownię a gość zwalił się na ziemię jak worek ziemniaków. Ludzie zareagowali głośnymi okrzykami pochwał i wsparcia dla Kciuka.
- Właśnie widzę. Mogę?
- A rób pan co uważasz.
Odwróciłem się w kierunku zebranych ciekawskich.
- Dobra, koniec przedstawienia. Który ma piwo?
Po ludziach przeszedł lekki szmer.
- No już, do cholery ciężkiej. Który ma piwo, najlepiej zamknięte i w butelce.
- Nu, znadzi si jedno. – Któryś z rolników wioskowych miał jeszcze zapas za pazuchą. Zawsze ktoś ma.
- No to chodźcie tu ojciec, tylko szybko.
Chłopina podszedł do mnie, ale z trunkiem rozstawać się nie chciał.
- Dajcie to piwo.
- Ni dam.
Jak z dzieckiem.
- Dajcie, obiecuję, że oddam.
- A jak ni oddacie?
- Matko i córko, to wam flaszkę wódki przy barze postawię.
Oczy mu zaświeciły i migiem przekazał mi butelkę. Machnąłem ręką, żeby obsługa się odsunęła. Raz dwa zrobili troszkę miejsca.
- No, panie Gieniu, po co te nerwy? Pomóż pan butelkę otworzyć, bo tu sobie nie radzą.
Oblicze Gienia w ciągu sekundy poważnie się zmieniło. Ze wzroku zniknęło szaleństwo i chęć mordu, a powrócił dawny, opanowany w miarę pijak. Odrzucił krzesło kasując przy okazji kolejnego woja. Gieniu – piastowska armia 2:0. Wprawnym ruchem złapał butelkę i podbił kciukiem kapsel. Ten pofrunął pod sufit namiotu.
- A masz, pan panie Detektyw. – To mówiąc podał otwarte piwo. Ja szybciutko przekazałem je właścicielowi. W końcu flaszka wódki piechotą nie chodzi, a ja pieniędzy na polu nie zbieram.
Teraz ochrona chciała się dobrać do Gienia. Spojrzałem na nich twardo. Chyba wywnioskowali, że jeśli nie odpuszczą, będą kolejne ofiary.
- Coś pan się tak źeźlił, panie Gieniu?
- A bu tu kłamią. – To mówiąc, wskazał kciukiem na maszynę.
Na automacie wymalowano jakieś badyle, które układały się w napis
DZIESIĄTA MONETA UŚMIECHEM FORTUNY
- I chuj si uśmichnął, panie Detektyw. Ni żadna fortuna. Fortunę to ja tu przepuścił. Dziesińć razy po pińć złotych to będzi – szybko rachował w pamięci – trzy flaszki bimbru u Alberta w Rusakach, i pińć złotych na ściepę na fajki. A teraz ja z gównem, znaczy z niczym został. I postanowił tę maszynę we wszystkie cholery posłać, tylko te matoły przeszkodzili.
- Te matoły – kątem oka zobaczyłem tężejącą minę szefa, więc machnąłem uspokajająco – tu pracują. Więc pan im szkodę robisz. Nie godzi się.
- Ni godzi si oszukiwać uczciwych ludzi.
- Też prawda, ale to hazard. Masz pan mdłe szanse na wygranie.
- Ale… - Gieniu Kciuk próbował jeszcze protestować.
- Nie ma żadnego ale, panie Gieniu. No już zbieramy się stąd. Panowie nie będą przeszkadzać, prawda?
- Nie będą. – Zrezygnowanym tonem powiedział dowódca niedzielnej drużyny wojów.
- No i po sprawie, a pana, panie Gieniu zapraszam na kieliszek na uspokojenie.
- A nu, jak tak, to czemu ni?

Cóż, dwa razy takiemu powtarzać nie trzeba. Dopadliśmy jedną z mobilnych barmanek i osuszyliśmy zawartość niesionej tacki. Oczywiście bez szampana, bo nikt tu tego gazowanego gówna nie pija.
Zapowiadała się ciężka przeprawa tej nocy, a ja już zaczynałem odczuwać skutki wlewania w siebie niekończących się kolejek. Powinienem był trochę przystopować. Ale co zrobić, takie rozwiązania nie były w moim stylu.


& :szufla

--
"A poza tym sądzę, że należy ***** ***" Kato Starszy Folklor, legendy i historia Bułgarii. Po mojemu.

Myshon
Myshon - Superbojownik · 6 lat temu
Weź Pan częściej wrzucaj bo zapominam co poprzednio było

--
generated by sloganizer.net<

Peppone
Peppone - Nowy Ruski · 6 lat temu
Hostessy w strojach piastowskich jakoś mi się kojarzą z "Koroną Królów'', ale czniać skojarzenia, jak zwykle opowieść dobra i za krótka ;)


--
Pracuj u podstaw. Zaminuj fundamenty systemu. Wszelkie prawa do treści wrzutów zastrzeżone
Nie namawiam do łamania prawa. Namawiam do zmiany konstytucji tak, aby pewne czyny stały się legalne.
No shitlings, no cry! Postaw mi kawę na buycoffee.to - teraz można również przez Paypala i Google Pay

habahaba
habahaba - Superbojownik · 6 lat temu
Mała niescisłość:
Gieniu najpierw zapytał kim jest, a później (chociaż D przedstawił się jako pomocna dłoń) nazwał go Detektywem.

Poza tym świetne, jak zawsze ;)

--
"I don't want to start any blasphemous rumours But I think that God's got a sick sense of humor And when I die I expect to find Him laughing"

pies_kaflowy
pies_kaflowy - Bęcwał Dnia · 6 lat temu
Napięcie rośnie strasznie powoli.

--

Triskal
Triskal - Bojownik · 6 lat temu
:habahaba to nie Gieniu pytał kim jest, a jeden z ochroniarzy ;)


--
All we see or seem is but a Dream within a Dream. Ashes to Ashes but Dust won't be Dust...

habahaba
habahaba - Superbojownik · 6 lat temu
:triskal a no tak
My bad

--
"I don't want to start any blasphemous rumours But I think that God's got a sick sense of humor And when I die I expect to find Him laughing"

Cieciu
Cieciu - Bułgarski Łącznik · 6 lat temu
:habahaba, miało być tak, jak pisze :triskal, czytam i czytam, a nieścisłości nie widzę

:pies_kaflowy, nie spieszy mi się. Wyobrażam sobie świat opowiadań pełniejszy niż dotychczas, ubrany w więcej zdarzeń i postaci. Ten odcinek to raptem kilka stron edytora tekstu, w papierowej książce do przelecenia w dziesięć minut

:myshon, masz pan link do przypomnienia

--
"A poza tym sądzę, że należy ***** ***" Kato Starszy Folklor, legendy i historia Bułgarii. Po mojemu.

saabauto
saabauto - Superbojownik · 6 lat temu
@Cieciu - dziękuję

--
pzdr. Mateusz vel George

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
lazyjones - Superbojownik · 6 lat temu
ok

--
Moja opinia może się zmieniać, ale nie fakt, że mam rację.

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
g1azm1 - Bojownik · 6 lat temu
oj, wczoraj kilka kolejek poleciało, a jakby dalej wrażenie posuchy na kacu przed wystawą monopolowego... ;-)
Dobre i tyle
Forum > Kawały Mięsne > [Detektyw] Pałac Chrobrego (część III)
Aby pisać na forum zaloguj się lub zarejestruj