Przechadza się facet ulicą i widzi na murze niewielki szyld, "Wróżka". Pod szyldem strzałka kierująca w bramę starej kamienicy.
-Nigdy nie byłem u wróżki, ciekawe czy to się sprawdza? -pomyślał
przeszedł przez starą bramę i znalazł się na zapyziałym podwórku. Dookoła mury z czerwonej cegły, dwa garaże i śmierdzące śmietniki. Nad jednym z garaży wisiał napis "Wróżka Roksana".
Drzwi były otwarte. Wszedł do środka, a przy stoliku siedziała stara cyganka i paliła papierosa.
-Przyszłość kawalera ciekawi heee? -zaskrzeczała
-Poniekąd. - odpowiedział mężczyzna.
-Kawaler poda mi dłoń, ja powróżę. Oho! Czarne chmury widzę. Do wypłaty daleko a pieniądze szybko się skończą. 100 zł się należy.
-Coo? stówa za tak marną wróżbę? Nic nie zapłacę - splunął na stolik i wyszedł.
Wyszedł z salonu wróżb szybkim krokiem, gdy ze starej kamienicy wyszło trzech bezzębnych karków.
-Portfelik mordo! - zaseplenił jeden z nich.
-Odpierdolci si...- zdanie zostało przerwane przez silny cios w szczękę.
Kiedy zbóje wyciągali portfel z kurtki, wybiegła cyganka ze swojego garażu i krzyczy:
-Zapomniałam powiedzieć, że we wróżbie było, że straci pan też telefon buty i kilka zębów.