W miasteczku, które od kilku lat zamieszkuję znajduje się basen. Basen ładny i poczciwy, zarządzany jest przez miasto. Plotka głosi, że jeżeli zmienia się układ sił, tj. wybory samorządowe wygrywa inna niż dotychczas partia, to kadra basenowa (a pewnie i nie tylko) wymienia się co do sprzątaczki. A jeżeli zmienia się skład personalny (a w tym oczywiście zarząd) to zmienia się też sposób zarządzania, tak żeby naprawić błędy poprzednika i uzupełnić straty. Dokładnie, tak jak w stadninach koni, żeby ukrócić niegodziwości i pokazać, że dobrze prosperujący biznes można zoptymalizować! Żeby ułatwić Wam zgadywankę, jaka partia wygrała ostatnie wybory samorządowe przytoczę tę oto historię:
Jestem na basenie, ostatnimi czasy rzadko to robię, ale zdarzało się, że chodziłem pływać codziennie. Z tego też powodu zawsze interesowałem się karnetami, które przynajmniej według mnie były całkiem atrakcyjne. Karnet OPEN upoważniał do nieograniczonego korzystania z basenu, codziennie, za wyjątkiem godzin w których obiekt był wynajęty dla grup zorganizowanych - cena 700 złotych (pojedyncza godzina 8 złotych). Ostatnio cennik jednak trochę się zmienił i jedna godzina przyjemności w wodzie to 10 złotych. Niby nic, ale nie o tym. Czekając na opuszczenie basenu przez pracowników jakiejś firmy, co to go sobie wynajęła, kręciłem się jak ten debil czytając wszystko dookoła. Trafiło w końcu na cennik, gdzie oczywiście nie było już atrakcyjnej opcji OPEN, karnety były "godzinowe" a największy opiewał na 30 godzin. Cena - 300 złotych. To jest taki moment, gdzie myślisz sobie, czy wszystko w porządku ze wzrokiem lub zadajesz sobie pytanie - czy to inni są idiotami czy może tylko ja nie rozumiem o co chodzi? Pomyślałem przez chwilę, że to może kolejny eksperyment na miarę Salomona Ascha ktoś robi, więc zapytałem Panią zza kasy (którą widziałem pierwszy raz - efekt powyborczej rotacji):
- Przepraszam, jaki jest sens sprzedaży karnetu 30 godzin za 300 złotych, podczas gdy pojedyncza godzina kosztuje 10?
- Nie ma.
- Aha, dziękuję.
Cóż, jak na nową to strasznie bezczelna względem przełożonych
Jestem na basenie, ostatnimi czasy rzadko to robię, ale zdarzało się, że chodziłem pływać codziennie. Z tego też powodu zawsze interesowałem się karnetami, które przynajmniej według mnie były całkiem atrakcyjne. Karnet OPEN upoważniał do nieograniczonego korzystania z basenu, codziennie, za wyjątkiem godzin w których obiekt był wynajęty dla grup zorganizowanych - cena 700 złotych (pojedyncza godzina 8 złotych). Ostatnio cennik jednak trochę się zmienił i jedna godzina przyjemności w wodzie to 10 złotych. Niby nic, ale nie o tym. Czekając na opuszczenie basenu przez pracowników jakiejś firmy, co to go sobie wynajęła, kręciłem się jak ten debil czytając wszystko dookoła. Trafiło w końcu na cennik, gdzie oczywiście nie było już atrakcyjnej opcji OPEN, karnety były "godzinowe" a największy opiewał na 30 godzin. Cena - 300 złotych. To jest taki moment, gdzie myślisz sobie, czy wszystko w porządku ze wzrokiem lub zadajesz sobie pytanie - czy to inni są idiotami czy może tylko ja nie rozumiem o co chodzi? Pomyślałem przez chwilę, że to może kolejny eksperyment na miarę Salomona Ascha ktoś robi, więc zapytałem Panią zza kasy (którą widziałem pierwszy raz - efekt powyborczej rotacji):
- Przepraszam, jaki jest sens sprzedaży karnetu 30 godzin za 300 złotych, podczas gdy pojedyncza godzina kosztuje 10?
- Nie ma.
- Aha, dziękuję.
Cóż, jak na nową to strasznie bezczelna względem przełożonych