Znajomi zaproponowali piwo. Ja już rodzinny, optowałem za domówką, oni zaś, samotni, sugerowali imprezę. I wyszedłem. Po jakimś czasie wtopili się w tłum, znaczy się tańczyć poszli, a ja zostałem przy stoliku sam. Kelnerki się nie doczekałem, więc ruszyłem do baru. I taka oto historia z tego wyszła.
W kolejce, a była duża, się nastałem, a w staniu tym dostrzegłem opartego o bar gościa, z którego oczu smutek dojmujący bił. Ponieważ jestem czuły na czyjś smutek, a zwłaszcza w miejscu, gdzie raczej bawić się przystało, podszedłem do ów gościa i zagaiłem.
- Źle się czujesz?
Spojrzał na mnie trzeźwo i pokręcił głową przecząco.
- No, ale co jest? – drążyłem, widząc poważny smutek.
- A, daj spokój..., piwo ci postawię.
Piwem nie wzgardzę, ale jak to tak, obcy człowiek na odczepnego chce stawiać. Pytam więc, o co chodzi.
I on odpowiada.
- Żona mi żyć nie daje, piwa mi zabrania, wyjść nigdzie nie mogę, bo wszędzie siara. Wiesz, co ona robi? Kiedy tylko wyjdę na piwo, wparowuje do każdej knajpy i od progu wrzeszczy PRZYSZŁAM PO MĘŻA, poczym targa mnie za fraki. Nie mam gdzie iść na piwo, bo wstyd na każdą dzielnicę, knajpę. Jak gdzieś wchodzę to śmieją się ze mnie, drwią, łacha drą, bo każdy już zna moją żonę. Kurwa, koleś, ja nawet piwa się spokojnie nie mogę napić!
Wzruszony tą historią zamawiam dwa piwa, podaję kolesiowi, bo aż mi się smutno zrobiło, z takim żalem gadał. Nagle...
Rozstąpienie. Ludzie uciekają na boki, idzie jakaś baba i, niczym pług, przedziera się w stronę lady.
- Janusz, kurwa, ja nie mam do ciebie siły! – krzyczy na gościa jakaś laska. Sam ustąpiłem miejsca. – Ty mi nie pieprz, że wziąłeś taksówkę, aby tu dojechać!
No, dobra. Wiem kim jest kobieta. Nagle targa go za fraki, barman coś interweniuje, zbiera wiązankę, ja stoję cały czas z boku, ale i tak pomyje na mnie wylewa, drze się tak, że ochrona przychodzi i ją odciąga, a facet trzyma podarowane piwo jak nowonarodzone dziecię, i patrzy na mnie oczyma niczym kot ze Shreka, a ja..., a ja próbuję odpowiedzieć z nadzieją, że nie dotrze: o kurwa, facet, ale żeś wtopił.
W kolejce, a była duża, się nastałem, a w staniu tym dostrzegłem opartego o bar gościa, z którego oczu smutek dojmujący bił. Ponieważ jestem czuły na czyjś smutek, a zwłaszcza w miejscu, gdzie raczej bawić się przystało, podszedłem do ów gościa i zagaiłem.
- Źle się czujesz?
Spojrzał na mnie trzeźwo i pokręcił głową przecząco.
- No, ale co jest? – drążyłem, widząc poważny smutek.
- A, daj spokój..., piwo ci postawię.
Piwem nie wzgardzę, ale jak to tak, obcy człowiek na odczepnego chce stawiać. Pytam więc, o co chodzi.
I on odpowiada.
- Żona mi żyć nie daje, piwa mi zabrania, wyjść nigdzie nie mogę, bo wszędzie siara. Wiesz, co ona robi? Kiedy tylko wyjdę na piwo, wparowuje do każdej knajpy i od progu wrzeszczy PRZYSZŁAM PO MĘŻA, poczym targa mnie za fraki. Nie mam gdzie iść na piwo, bo wstyd na każdą dzielnicę, knajpę. Jak gdzieś wchodzę to śmieją się ze mnie, drwią, łacha drą, bo każdy już zna moją żonę. Kurwa, koleś, ja nawet piwa się spokojnie nie mogę napić!
Wzruszony tą historią zamawiam dwa piwa, podaję kolesiowi, bo aż mi się smutno zrobiło, z takim żalem gadał. Nagle...
Rozstąpienie. Ludzie uciekają na boki, idzie jakaś baba i, niczym pług, przedziera się w stronę lady.
- Janusz, kurwa, ja nie mam do ciebie siły! – krzyczy na gościa jakaś laska. Sam ustąpiłem miejsca. – Ty mi nie pieprz, że wziąłeś taksówkę, aby tu dojechać!
No, dobra. Wiem kim jest kobieta. Nagle targa go za fraki, barman coś interweniuje, zbiera wiązankę, ja stoję cały czas z boku, ale i tak pomyje na mnie wylewa, drze się tak, że ochrona przychodzi i ją odciąga, a facet trzyma podarowane piwo jak nowonarodzone dziecię, i patrzy na mnie oczyma niczym kot ze Shreka, a ja..., a ja próbuję odpowiedzieć z nadzieją, że nie dotrze: o kurwa, facet, ale żeś wtopił.
--
I am the law!