Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Forum > Kawały Mięsne > Najgłupsza zabawa z dzieciństwa
areq
areq - Superbojownik · przed dinozaurami
Mając dostęp /nie wiem skąd?/ do "ślepych" naboi wysypywałem z nich proch i robiłem z niego wężyki tak jak na przykład zapala się lont...ponieważ ilość naboi to nie perpetum mobile zacząłem w jednym z wcześniej użytych , wydrapywać proch ze ścianek stalowym gwoździem....do czasu aż nastąpił zapłon.Twarz miałem opaloną- stalowo-czarną i to cholerstwo za chiny nie chciało zejść....

Hubert77
Hubert77 - Superbojownik · przed dinozaurami
Ogień to świetna zabawa zawsze i wszędzie Kiedyś wrzuciłem do ogniska dwa opakowania: po rozmrażaczu do szyb i po Muchozolu.
Rąbnęło tak, że pękła szyba w garażu.
Z kolei mój brat do spółki z kuzynem podpalili facetowi sad - przyjechały 3 jednostki Straży Pożarnej, ale była zabawa. A jakie lanie!

Raz otworzyliśmy silos z cementem - fajnie się wysypywało Ciekawe, jaka była szkoda w mieniu? ;)

Zabawy w Indian/Robin Hooda. Po pewnym czasie ,,zwykłe strzały" były nudne, więc opracowaliśmy nowy model - z gwoździkiem w czubku. Cud, że nikomu nic się nie stało...

Warbandit
Tak czytam i się dziwie... Jestem jedynym bojownikiem, który ganiał się z kolegami z kupą na patyku?

Kiol
Kiol - Superbojownik · przed dinozaurami
Strzały z gwoździkami też robiliśmy, a do produkcji łuków równie często, jak kije, służyły podkradane słupki z włókna szklanego.
Do tego regularnie naparzaliśmy się kijami albo wyprostowanymi i skróconymi prętami od tunelu foliowego. Miały fajną rączkę, ba, miały nawet "jelec", czym znacznie przewyższały zwykłe kije.

Buszowaliśmy w PGR-owskiej stodole z sianem, trzeba było się nieźle ukrywać, bo zaraz by nas stamtąd przegnali. Nic dziwnego, jakby taki nieduży dzieciak wpadł między te wielkie baloty, to ani go widać, ani słychać nie byłoby.

Łapaliśmy osy i szerszenie do słoików. Do tego jeśli gniazdo było w zasięgu, to bombardowaliśmy je kamieniami. Jakimś cudem nikogo szerszenie nie pożądliły.

Ślizgawki na zamarzniętych stawach i jeziorach były normą. Jak dało się z jakiegoś wzniesienia zjechać na sankach na lód - jeszcze lepiej. Niejeden musiał nagle wracać mokry do domu.

Kopaliśmy dołki w lesie, przykrywaliśmy chrustem i ściółką. Nie pamiętam już, kto w taką pułapkę wlazł, ale opierdziel był.

Dziś dzieci są biedne. Zwłaszcza w miastach. Poza wymienionymi przykładami, w dzieciństwie robiło się jeszcze masę innych dziwnych rzeczy, ale kija z kupą nie pamiętam.

barrman85
Razem z bratem laliśmy, z drugiego piętra, wodę na głowy, tudzież inne części ciała, przechodniów. A jak nam się znudziło (co nie nastąpiło szybko, bo reakcje tychże ludzi nam się bardzo podobały), to rzucaliśmy jajkami (przy dzisiejszych cenach bym tego nie zrobił). Zabawa się skończyła, gdy jedna z ofiar naszego ostrzału, z jajkiem spływającym z głowy, stanęła u naszych drzwi i wszystko powiedziała mamie. Mimo, że ten pan, w tej niedokończonej panierce, wyglądał przekomicznie, to mamie, a potem nam nie było do śmiechu.

Kiol
Kiol - Superbojownik · przed dinozaurami
To tak świątecznie, skoro o wiadrach było podobne:
W lany poniedziałek wiadra z wodą na wiadukcie, czasami w oknach, były obowiązkowe i nikt się nie obrażał, o ile lało się na wracających z mszy, a nie na idących tamże. Tak, jak i wrzucanie dziewuch do Kanału Juranda - też nic niestosownego. Popularyzacja telefonów komórkowych zabiła tradycję.

A co do głupich zabaw jeszcze, to wstyd teraz się przyznać, ale dorwaliśmy kiedyś strzykawkę z igłą i wprowadziliśmy trochę wody do ślimaka winniczka. Straszliwie zaczął się pienić zamiast zostawiać normalny śluz. Szkoda się biedaka zrobiło, więc to był mój pierwszy i ostatni eksperyment na zwierzęciu.

Widzę także, że nie tylko moim najlepszym przyjacielem był ogień.
Po łazęgowaniu po lasach, polach i częstym przemoczeniu obuwia gdy jednak nie do końca udało się przeskoczyć rów melioracyjny, mały człowiek wolał wysuszyć buty nad ogniem niż pokazać się tak w domu.

Raz owinęliśmy gazetą zapalniczkę, podpaliliśmy tę gazetę i rzucaliśmy w siebie powstałym tworem. Nie pierdykło, jak ktoś tu pisał, a zamiast tego gaz zwyczajnie się rozlał i podsycał ogień. Muszę eksperyment z zapalniczką powtórzyć, skoro Wam wybuchają.

Mieliśmy my nasyp pod tory kolejowe. Same tory pojechały koleją do Sajuzu dużo wcześniej, ale to nieistotne. Sam nasyp miał dobre kilka metrów wysokości, na jego zboczach rosły różne drzewa. No i najlepszą chyba zabawą była zabawa w Tarzana. W najwyższym możliwym punkcie przywiązany był do gałęzi sznur, nie muszę chyba mówić, co dalej. Zabawa była na tyle dobra, że po wylądowaniu na grzbiecie (sznurek pękł) kilka metrów niżej i kilka dalej, zapał przeszedł mi tylko na parę dni.

Co do samego łażenia po drzewach, każdy kiedyś spadł i każdy z nas żyje. No i każdy z nas wie, że po deszczu gałęzie są bardziej śliskie. A wracając do sznura na drzewie, kolega po przywiązaniu go zjechał po nim. Bez żadnych rękawic. Na dobre mu to nie wyszło.

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
eriborek - Superbojownik · przed dinozaurami
W ty temacie widzę góruje ogień. Jako mały piroman bawiłem się miotaczem ognia w postaci dezodorantu mamusi, kupionym w Pewexie, za ciężko zdobyte bony.
Natomiast objaw skrajnej głupoty to rozpalenie ogniska w 1000 litrowej rozciętej na pół beczce leżącej na budowie i czekającej spokojnie na transport na złomowisko.
Aha zapomniałbym, z kumplem siedzieliśmy w tym zamkniętym z końców.

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
iko6 - Bojowniczka · przed dinozaurami
Kija z kupą też nie pamiętam, ale kija ze ścierwem kota pamiętam doskonale, gdyż zarobiłam nim od kuzyna w twarz... Do dziś czuję ten zapach...

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
Yatz - Superbojownik · przed dinozaurami
Dawno temu, podstawówka, zajęcia praktyczno-techniczne. Skonstruowałem z kumplem machinę z silniczkiem zasilanym płaską baterią (4,5 V). Nie wyrabiał, więc stwierdziliśmy, że zabrakło prądu. 220 V powinno załatwić sprawę. Silniczek zadziałał. Krótko... Błysk, smród, nagłe zaciemnienie i pała z zpt dały mi do myślenia.

Waclaw22
Waclaw22 - Superbojownik · przed dinozaurami
1.Ja pamiętam jak w dzieciństwie chowaliśmy się w świeżo wykopanym rowie przy drodze i rzucaliśmy zaschniętą gliną w nadjeżdżające Tiry, było fajnie do czasu gdy kolega wziął większy kawałek i trafił nim w chłodnice ciężarówki, kupa dymu i wp***dol w domu.

2. Wiązaliśmy rowery sznurkami i zjeżdżaliśmy nimi z górki między drzewami, zdarzały się spotkania z drzewami no i jak dobrze pamiętam to też było kilka złamań.

3. Za garażami na naszym osiedlu była wilka hałda żużlu jakieś 5-6 metrów i wykopaliśmy na jej szczycie dziurę przykryliśmy gałęziami i suchą trawą, do środka wtargaliśmy stary kominek i kanapę było fajnie do puki się to wszystko nie zaczęło palić z nami w środku


Było tego sporo więcej, ale za dużo by pisać, ale w wyniku tych i tym podobnych zabaw na głowie mam liczne blizny po rozcięciach i bliznę wielkości kciuka na kolanie po wbitym pręcie zbrojeniowym, ale żyje i miło wspominam te czasy : D

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
Klapu - Superbojownik · przed dinozaurami
Za młodu na mojej wsi była spora populacja krów. W związku z czym na łąkach pełno było pastuchów elektrycznych (czyt. drutów pod napięciem). Sprawdzanie, przez co prąd nas nie kopnie było całkiem ciekawe. Konkurs, na kto dłużej utrzyma, też.

Zdarzało się nam też brać kasety magnetofonowe, rozwijać je, a tasmę przywiązywać do słupów przy drodze. Radość z przerwania jej przez samochód była niezmienna.

Inna zabawa, wielogodzinna, to "zamawianie". Siedzieliśmy przy drodze i zamawialiśmy jadące auta. Przez kilka bitych godzin. Obowiązkiem było pomachanie do każdego tira. I ta radość, gdy na nas trąbili.

kurokus
Zbieraliśmy niedopałki papierosów z ziemi i paliliśmy po klatkach. Nie wiem czy to w ogóle można nazwać zabawą. Skończyło się kiedy nakryła nas jakiś starsza kobieta. Potem wdrapywaliśmy się na dachy klatek. Niektórzy nie potrafili potem zejść. Zdarzało się, że prosiliśmy o pomoc przechodniów XD
Wycinaliśmy środki w marchewkach i wlewaliśmy do nich wody żeby miała smak marchewkowy.
Strzelaliśmy z pistoletów na kulki do gąsienic. Ofc lufy przykładaliśmy do odwłoków gąsienic tak aby kulka przeleciała przez całego robaczka rozrywając go na strzępy. Twarze mieliśmy całe w zielonych kropkach potem.
Robiliśmy tak zwane 'pukawki' z palców od gumowych rękawiczek oraz korków od butelek i strzelaliśmy sąsiadom po oknach.

--
https://signup.leagueoflegends.com/?ref=5257ebe9260a7330906766

roback
roback - Superbojownik · przed dinozaurami
Za małego (6lat) podejrzałem z siostrą (5lat) jak babcia zabija kurę na rosół. Następnego dnia Mama zobaczyła taki widok: siostra ciągnie za ogon kota, który drze pazurami ziemię, a ja za nimi ciągnę po ziemi siekierę. Jak się potem tłumaczyliśmy - na rosołek.

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
ewa_c11 - Superbojowniczka · przed dinozaurami
W wieku przedszkolnym, na imieninach ojca kolegi, siedzieliśmy pod stołem i paliliśmy papierosy, które to kolega ukradkiem podbierał z popielniczki gości.

Świetną zabawą było też palenie gumy. Szło się nad rzekę, wyciągało z krzaków wyrzuconą oponę (najlepsza z ciężarówy, bo duża) i na łączce przy domkach robiło sie ognisko )

Oczywiście, dziewczynki bawiły się w dom. Najlepszym domem była wysoka sterta cegieł lub pustaków przy budowie. Wyłaziło sie na samą górę, tam urządzało się pokoje dla lalek i kuchnię z mini ogniskiem na którym w puszce po konserwie gotowałyśmy zupę z pająków dla naszych kolegów.

kefir212
kefir212 - Superbojownik · przed dinozaurami
Zabawa z przedszkola.
Na placu zabaw rosła jabłoń. Gdy na wiosnę pojawiały się małe, zielone jabłuszka, trzęśliśmy biednym drzewem, aby spadło ich jak najwięcej. Po co? Jabłuszka służyły do obrzucania sąsiadującej z płotem ulicy. Największa frajda była wtedy, gdy samochody rozjeżdżały nasza amunicję, tworząc śliczny jabłkowy dywan...

--
Że co? Sygnatura? A nie wiem, panie, daj mnie pan spokój!

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
Mryx - Bojowniczka · przed dinozaurami
Na wakacje pojechałam na kolonie gdzieś w Jurę Krakowsko-Częstochowską. I były tam jaszczurki - nie pamiętam jakim cudem, ale koledzy wzięli sobie kilka jaj, a żeby rozpoznawać, która jaszczurka jest czyja pomalowali je mazakami. Biegały sobie takie kolorowe jaszczurki po ośrodku

W szóstej klasie dzwoniliśmy z budek telefonicznych na darmowe numery (te zaczynające się od 0700...), potem ktoś kupił w kiosku prezerwatywy i wciągaliśmy je na pilot od telewizora. Na koniec posłużyły jako balony.

Kiedyś w garażu znalazłam takie ładne białe koraliki w plastikowym worku. Chciałam sobie zrobić 'biżuterię', nic dziwnego, gdyby nie okazało się, że to dość niebezpieczny nawóz pod róże...

Fajnie jest mieć starsze rodzeństwo. Moja starsza siostra z kolegą bawili się w zamykanie królewny w wieży. Zamykali mnie w garażu, wypuszczali po kilku godzinach. Pewnie byłam wkurzającym dzieckiem;)

Strasznie się bałam schodzić z drabiny, ale z wchodzeniem nie miałam najmniejszego problemu. Czekając, aż ktoś mnie zmotywuje do zejścia z dachu stodoły usiadłam na brzegu i machałam nogami (wysokość ok. 2 piętra). Rodzina prawie dostała zawału

No i, że mieszkałam na wsi korzystaliśmy z uroku inwentarza: próby jeżdżenia na kozie (koza nigdy nie chciała wstać jeśli usiadło się na niej ), gonienie się pokrzywami, chodzenie po ledwo zamrożonym lodzie, zawody, kto bliżej podjedzie do przerębli w zimę, chodzenie po wszystkim co było możliwe, tańczenie z psem.

agugugusia
agugugusia - Superbojowniczka · przed dinozaurami
Nie wiem czy aż takie głupie, ale...

Jakiś wiek wczesnoszkolny mieliśmy. Podwórko spore, mimo, że blokowisko, to jakieś górki, pagórki, chwasty też przy nich rosły. Starsi koledzy robili nam 'samolocik'. Łapali za rękę i nogę, i kręcili. A wiadomo, czasem się jakaś mała łapka wypsnęła, to lataliśmy...

Wspomniana już broń z palców gumowych rękawiczek i szyjek plastikowych butelek. Ładowana jarzębiną, albo dziką różą. Dzika róża na dzieciaki, bo bolało, jarzębina na starszych, bo bardziej brudziła.

Zawody w zjeździe na deskorolce na dupie z ooooooogromnej góry, wprost na główną ruchliwą ulicę. Hamowanie nożne, buty po tygodniu do kosza, a w domu wpie*dol. Nikt pod auto nigdy nie wpadł, co najwyżej wylądował w rowie, albo poleciał kawałek dalej i twarzą zwiedził ostatni posiłek pani krowy.

Zbieraliśmy też słomki z pól, nie ze zbóż, z czegoś cieńszego jakiegoś. Doprowadzaliśmy je do długości papierosów, czasem paliliśmy i udawaliśmy dorosłych. Czasem sprzedawaliśmy innym dzieciakom, przynajmniej nie wołaliśmy co chwilę pod balkonami 'MA! MO! rzuć złotówkę na lizaka lodowego!'

Z okolic łąk braliśmy do słoika koniki polne, takie maciupeńkie. Potem wypuszczaliśmy je sąsiadom pod drzwiami tak, żeby mogły przez szparę pod nimi wejść do mieszkania.

Korytarze u nas były kilkuczęściowe, tzn że po dwóch stronach były drzwi wahadłowe, za nimi korytarz i drzwi do mieszkań. To na te drzwi łańcuchy znalezione zakładaliśmy.

W chowanego bawiliśmy się w piwnicy dosyć niedużej, ale sporo skrytek było, za jakąś kratą, w jakiejś szparze. Moja najgorsza kryjówka w życiu - brudne, śmierdzące, lepiące się, rury ciągnące się pod sufitem owej piwnicy.

A co do ognia, paliliśmy wszystko co nam w łapy wpadło.

gothrukk
gothrukk - Superbojownik · przed dinozaurami
Od czego by tu zacząć...

***

W wieku przedszkolnym wraz z siostrami prawdopodobnie pod wpływem jakiegoś programu popularno-naukowego dla dzieci, wymyśliliśmy zabawę w "Ropę naftową".
Do zabawy potrzebne były dwa dywany połączone na środku pokoju. Najpierw chodziliśmy na czworaka po pokoju warcząc, rycząc i szczerząc zęby jako stado dinozaurów. Po kilku minutach takiego łażenia, następowała epoka lodowcowa i dinozaury wymierały ( czytaj: cała nasza trójka przewracała się na podłogę, wywalała języki, wywracała oczy i ogólnie udawała padlinę )
Następnie szczątki dinozaurów zostawały przykryte przez kolejne warstwy geologiczne ( dla postronnych: starając się wykonywać jak najmniej ruchów, wpełzaliśmy pod dywan)
Kolejną fazą zabawy było przepełznięcie pod dywanem na środek pokoju, w miejscu gdzie dwa dywany się stykały.
Punktem kulminacyjnym zabawy, było wyskoczenie przez szczelinę między dywanami, i podskakiwanie z rękami do góry, co miało obrazować dokonanie odwiertu próbnego, i wytryśnięcie ropy naftowej ( powstałej z trucheł dinozaurów uwiezionych pod skorupą ziemi)


***

W pierwszych klasach podstawówki wraz z kolegą włóczyliśmy się po chaszczach nad rzeką, z zatkniętymi za paski "katanami" wystruganymi z długich lekko zagiętych kijów, i "ścinaliśmy głowy wieśniakom którzy mieli czelność nie okazać należnego szacunku dostojnym samurajom".
W roli zuchwałych wieśniaków występowały liście łopianu.
Pamiętam jeszcze że musieliśmy się pokłonić ilekroć mijaliśmy jakiś wysoki kwiat, czy coś takiego, bo kwiat odgrywał rolę "buddyjskiego mędrca", albo jeśli kwiaty rosły w kępie, "orszaku lokalnego władcy".

***

Późna podstawówka/wczesne liceum był dla mnie etapem piromanii, i eksperymentów z petardami.
I o ile z ogniem bawiłem się raczej mało, to na twórcze wykorzystanie wszelakich materiałów wybuchowych miałem sporo pomysłów:
od prostych, jak podkładanie takich małych kapiszonów wybuchających od uderzenia o ziemię, pomiędzy muszlę a krawędź deski sedesowej w "babskim kiblu", poprzez wtykanie "urwirączek" (najgrubszych petard jakie się dało u "ruskich" kupić: jakieś 3 cm średnicy, i 10-15 cm długości) w kretowiska, później te same urwirączki, po przerobieniu na zapłon elektryczny ( oryginalnie odpalało się je od draski od zapałek) przywiązywaliśmy mocnym drutem do młodych drzewek i odpalaliśmy z bezpiecznej odległości.
Aż dziw ze do dnia dzisiejszego mam wszystkie palce u rąk

Największym "hardkorem" było jednak strzelanie ze zgiętego znaku drogowego ( to już pierwsza klasa liceum).
Do słupka wrzucało się dużą petardę z zapalnikiem elektrycznym ( z żaróweczki i prochu z rozmontowanych petard), na to kulkę papieru dociśniętą kijem, a na wierzch garść żwiru, tłuczonego szkła, itp. Zapalarkę do tego "moździerza" mieliśmy zrobiona z kondensatorów z lampy błyskowej i prądniczki od starego telefonu...

w okolicach 2 klasy liceum mi przeszło, ale ksywa "Saper" sie do mnie przykleiła aż do matury.(Do tego stopnia, że dwa lata temu na weselu kumpla z klasy, ojciec tegoż kumpla nie mogąc przypomnieć sobie mojego imienia zwrócił się do mnie per "Saper")

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
na windzie się fajnie jeździło, kiedyś się zacięła na ostatnim 10 piętrze , w trójkę zostaliśmy uwięzieni, co robić, sąsiedzi latają po korytarzu i już słychać ich przerażające komentarze: "ja tu widziałam takich gówniarzy jak się bawili windą", " ja to bym takiemu tak wkropił że ...", acha, już wiadomo, pomocy nie ma co wzywać, między windą a szyną było więcej miejsca niż z innych stron, wciskam się między tą ścianę a szynę, wchodzę z powrotem na windę ,objawiam że jest szansa ale jest strasznie dużo smaru, przebraliśmy ciuchy w tej pułapce na lewą stronę i po kolei , kolega przecisnął się, podwiesił pod windą, otworzył drzwi na 9 i tak po kolei, wybiegliśmy z bramy tak upier doleni smarem , tynkiem, farbą ...

yellowicz
Moją ulubioną zabawą była zabawa w indian. Był wigwam z koca, były łuki i obowiązkowo ognisko. To wszystko w mieszkaniu :twisted:

Naśladownictwo postaci telewizyjnych było na porządku dziennym. Była sobie kiedyś taka postać jak Pan Tau. Latał koleś na parasolu, parasolce... Skok z trzeciego piętra z tym urządzeniem w dłoni i zwichnięte dwie kostki + złamany piszczel.

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
Bazzyl - Superbojownik · przed dinozaurami
Fajny wątek

Z kumplem używaliśmy pociągu jako maszyny spłaszczającej. Na torach kładliśmy na początku monety (stare z PRL), pięknie się spłaszczały po przejechaniu pociągu. Prawie się przy tym przytulaliśmy do szyn, żeby dobrze widzieć. Potem eksperymentowaliśmy z innymi materiałami.

Petardy ze saletry - mieszało się to chyba z cukrem pudrem. Nie latało, ale było mnóstwo dymu. Zawijając w papier (robiliśmy takiego skręta), kładliśmy na asfalcie, przejechało paredziesiąt metrów po ulicy, zostawiając sporo dymu. Można też było nasypać komuś na parapet, podpalić i uciekać.

Petardy i piromania były zawsze, ciągle mieliśmy przy sobie zapałki. Bawiliśmy się w kopalnię, gdzie petardami wysadzaliśmy chodniki. Kiedyś niechcący wypalanie trawy wymknęło się spod kontroli, podpaliły się krzaczory nad rzeką, przyjechało sporo straży pożarnej. Pod górę na rowerach ucieka się gorzej, ale mieliśmy wtedy niezłego powera.

No i pomniejsze rozrywki: plucie z balkonu na ludzi (trzeba było uważać żeby nie napluć na kogoś, kto mógł za to potem pobić), robienie "splujek" z rurki, pluło się np. jarzębiną.

Były też podwórkowe wojny między jedną stroną bloku i drugą stroną bloku. Jak się było po nie swojej stronie bloku, to można było oberwać i vice versa. My mieliśmy dużą huśtawkę, ale oni mieli zjeżdżalnię ;)
Forum > Kawały Mięsne > Najgłupsza zabawa z dzieciństwa
Aby pisać na forum zaloguj się lub zarejestruj