przedwczoraj w nocy położyłem na dachu służbowe auto. Jechałem do wezwania gdy z podporządkowanej leśnej drogi gruntowej wyszedł mnie przed maskę bez zasygnalizowania zamiaru byk marki saren tudzież inny lejeń (nie przyjrzałem się dokładnie). W celu ominięcia tegoż depnąłem hebla, konsekwencją czego było zatoczenie piruetu i "seicz" kończąc wchodzenie na drugi krąg ślicznie wylądował na dachu ukazując do inspekcji podwozie. Na szczęście asfalt i karoseria zamortyzowały mój upadek. Jak zwykle jechałem bez "szelek" przez co nie zawisłem w bezruchu tylko spadłem na cztery łapy jak ulęgałka.
Dziś rozmawiam z koleżanką.
- Którego rozbiłeś?
- Oznakowanego
- Aaaa... no tak... przecież żyjesz...
- ?
- No jak byś Asi scenica rozbił już byś nie żył
Dziś rozmawiam z koleżanką.
- Którego rozbiłeś?
- Oznakowanego
- Aaaa... no tak... przecież żyjesz...
- ?
- No jak byś Asi scenica rozbił już byś nie żył