Przyniosłam do domu czapkę z daszkiem, bo K. chciał. Trafiła się tak zwana full cap - wiecie, kolorowa, płaski daszek, żadnej regulacji rozmiaru, typowo gimbusiarska. Nie muszę chyba tłumaczyć, jak wygląda prawie 30letni facet w takej czapce? Tylko, że ja myślałam, że on ją chce, nie wiem... do lasu, nad jezioro, wyprawy speleologiczne?! A ten kretyn zaczął po domu chodzić, robić durne miny w stylu joł joł i ogólnie mnie wkurwiać! No i oczywiście, widząc jak bardzo mnie to irytuje, nosił ją jeszcze "bardziej"... Zbieramy się dziś, ma mnie gdzieś odwieźć i znowusz zakłada tę durnowatą czapkę. Ja, piana na pysku, że jak w czymś takim do ludzi, ale milczę, bo wiem, że jak zacznę, to pojadę grubo. Ograżam się tylko posykując przez zęby:
- Zobaczysz... zobaczysz jeszcze... też znajdę coś co cię tak będzie irytować i będę to nosić NON STOP!!!
- Wiesz co mnie denerwuje?
- (z nadzieją) no co??!!
- strój pielęgniarki... no tak mnie wkurwia, że nie mogę wytrzymać!!!
Sprytek... W sumie... drogie nie są.
- Zobaczysz... zobaczysz jeszcze... też znajdę coś co cię tak będzie irytować i będę to nosić NON STOP!!!
- Wiesz co mnie denerwuje?
- (z nadzieją) no co??!!
- strój pielęgniarki... no tak mnie wkurwia, że nie mogę wytrzymać!!!
Sprytek... W sumie... drogie nie są.
--
you mustn't give your heart to a wild thing...