W piątek wracałem z pracy bryką co mi się rzadko zdarza.
Moje miękkie serce się zlitowało i wziąłem łebka w postaci kolegi z pracy, który mieszka przy Fieldorfa. Jak się dowiedział, że lecę trasą siekierkowską to postanowił, że się ze mna zabierze. Podróż przebiegała bez zakłóceń aż do mostu. Siekierkowski okazał się zawalony na maksa. Chciałem jak zwykle jechać prawym pasem i odbić na dół w kierunku Pragi. Ale wszyscy skręcali na Płock i zrobiła się masakra. Kolega ... tu nazwę go "GPS" zaproponował żebyśmy pojechali prosto - co zamierzałem uczynić , ale powinienem to uczynić z tego samego pasa co skręt na Płock. Jednocześnie wykonywał był telefon do swojej kobiety informując ją: - Za dwie minutki będę! Tak! Za minutkę! No i pojechałem prosto.... chociaż już mi coś nie pasowało. No i oczywiście... wjeb... się w korek masakryczny do entej w kierunku Marsa, bo zjazdu tam nie ma i nie było, ale kolega wiedział lepiej. Widząc moją minę zadzwonił do swojej kobiety ponownie : - Wiesz co kochanie? Plan się nieco zmienił. To nię będzie minutka. To może być kilkanaście minutek! Muszę kończyć, bo ktoś tu jest bardzo zdenerwowany!
Westchnąłem ciężko. No bo cóż Co miałem zrobić. Jedynka, dwójka, jedynka, dwójka, wsteczny, tiepier rakietu!!
Znudzony zacząłem z kumplem gadać o artykule, który ostatnio przeczeczytałem o chorobach psychicznych. Otóż, jakiś doktór czy profesór zrobił eksperymenta i wysłał swoją grupę asystentów w charakterze pacjentów do jednej z klinik psychatrycznych celem ich przebadania. U 80% z nich po badaniach stwierdzono taką czy inną chorobę psychiczną!
Tym samym mówię do kumpla: - Widzisz. Być może w tej chwili nawet tego nie wiem, ale może Ty jesteś tylko takim moim wyimaginowanym kolegą z pracy. Na dodatek upierdliwym i nie znającym się na mapie Warszawy.
Na co kumpel mówi: - No. Ale przynajmniej się nie nudzisz, bo możesz sobie pogadać stojąc w korku. Tak sam ze sobą...
Moje miękkie serce się zlitowało i wziąłem łebka w postaci kolegi z pracy, który mieszka przy Fieldorfa. Jak się dowiedział, że lecę trasą siekierkowską to postanowił, że się ze mna zabierze. Podróż przebiegała bez zakłóceń aż do mostu. Siekierkowski okazał się zawalony na maksa. Chciałem jak zwykle jechać prawym pasem i odbić na dół w kierunku Pragi. Ale wszyscy skręcali na Płock i zrobiła się masakra. Kolega ... tu nazwę go "GPS" zaproponował żebyśmy pojechali prosto - co zamierzałem uczynić , ale powinienem to uczynić z tego samego pasa co skręt na Płock. Jednocześnie wykonywał był telefon do swojej kobiety informując ją: - Za dwie minutki będę! Tak! Za minutkę! No i pojechałem prosto.... chociaż już mi coś nie pasowało. No i oczywiście... wjeb... się w korek masakryczny do entej w kierunku Marsa, bo zjazdu tam nie ma i nie było, ale kolega wiedział lepiej. Widząc moją minę zadzwonił do swojej kobiety ponownie : - Wiesz co kochanie? Plan się nieco zmienił. To nię będzie minutka. To może być kilkanaście minutek! Muszę kończyć, bo ktoś tu jest bardzo zdenerwowany!
Westchnąłem ciężko. No bo cóż Co miałem zrobić. Jedynka, dwójka, jedynka, dwójka, wsteczny, tiepier rakietu!!
Znudzony zacząłem z kumplem gadać o artykule, który ostatnio przeczeczytałem o chorobach psychicznych. Otóż, jakiś doktór czy profesór zrobił eksperymenta i wysłał swoją grupę asystentów w charakterze pacjentów do jednej z klinik psychatrycznych celem ich przebadania. U 80% z nich po badaniach stwierdzono taką czy inną chorobę psychiczną!
Tym samym mówię do kumpla: - Widzisz. Być może w tej chwili nawet tego nie wiem, ale może Ty jesteś tylko takim moim wyimaginowanym kolegą z pracy. Na dodatek upierdliwym i nie znającym się na mapie Warszawy.
Na co kumpel mówi: - No. Ale przynajmniej się nie nudzisz, bo możesz sobie pogadać stojąc w korku. Tak sam ze sobą...
--