Mój był z gatunku grubych. Rok 1982 marzec. Stan wojenny. Wracamy od babci ze wsi do domku. Na wsi była biba,, więc rodzice i znajomi popili i się troszkę osłuchałem tego i owego. A że dziecko (wtedy miałem lat 7 z kawałkiem) chłonny umysł ma i nie wiadomo, kiedy coś co usłyszało wykorzysta, to już rzecz wiadoma od dawna.
Więc przy wyjściu z tunelu (podziemnego wyjścia z peronów) ustawiony w poprzek szlaban i wojsko czy tam inne MO kontrolują ludzi. Sprawdzają dowody i takie tam. Ojciec miał siatki z wekami, przetworami i innym dobrem, jakie wieś miastowemu zaoferować mogła. Gdy przyszła kolej na jego kontrolę Jacuś postanowił wykorzystać, co usłyszał na bibie i wypalił:
- Tato, to gdzie będziemy rozrzucać te ulotki?
No i wtedy się zaczęło. Ojca na przeszukanie, mnie odpytywali co to za ulotki i tak dalej... Skończyło się dobrze (na szczęście dla ojca) i źle (na nieszczęście dla mnie. Takiego lania jak wtedy, to już nigdy nie dostałem...
Niemniej ochota na durne dowcipy nadal mnie nie opuszcza.
Więc przy wyjściu z tunelu (podziemnego wyjścia z peronów) ustawiony w poprzek szlaban i wojsko czy tam inne MO kontrolują ludzi. Sprawdzają dowody i takie tam. Ojciec miał siatki z wekami, przetworami i innym dobrem, jakie wieś miastowemu zaoferować mogła. Gdy przyszła kolej na jego kontrolę Jacuś postanowił wykorzystać, co usłyszał na bibie i wypalił:
- Tato, to gdzie będziemy rozrzucać te ulotki?
No i wtedy się zaczęło. Ojca na przeszukanie, mnie odpytywali co to za ulotki i tak dalej... Skończyło się dobrze (na szczęście dla ojca) i źle (na nieszczęście dla mnie. Takiego lania jak wtedy, to już nigdy nie dostałem...
Niemniej ochota na durne dowcipy nadal mnie nie opuszcza.
--